sobota, 8 czerwca 2013

Biegunka werbalna

Całkiem niedawno swoim felietonem zaszczycił nas redaktor Rafał D.. Człowiek skądinąd uznawany przeze mnie za dobrego dziennikarza, solidnego, w którym pokładać można wiarę w prawdziwość tego co mówi, że najpierw myśli, potem otwiera usta. Że można pokładać nadzieje w to, że wie o czym prawi.

Prawda jest jednak brutalna. Jak zawsze. Po „człowieku-kaczce dziennikarskiej” Michale W. z telewizji słońce, każdy byłby wybawieniem. Tak oceniam to z perspektywy czasu. Pan D. jest człowiekiem wysokim, łysawym i stronniczym. Na dodatek jest dupkiem, bo wielokrotnie ludzie z leszczyńskiego środowiska zwracali mu uwagę, że nazwę mieszkańców Leszna nie odmienia się od teraźniejszej nazwy miasta, ale od założyciela miasta- Rafała IV Leszczyńskiego. Mówił o tym nawet ongiś profesor Miodek. Stąd nie „lesznianie”, ale archaistyczne „leszczynianie”. I jest to jedyna poprawna, mimo, że niezgodna z obecnie panującymi zasadami gramatyki języka polskiego- odmiana.

Redaktor D. z uporem maniaka, złośliwie, w rewanżu za to, że prezes Unii Leszno nie potrafi współpracować z mediami i obwinia je, kto wie czy nie słusznie, o to, że ludzie odchodzą ze stadionu w Lesznie- nazywa „leszczynian” per „lesznianami”. Konsekwencji też za grosz, bo nie ma już „zawodników lesznieńskich”, ale są „leszczyńscy”. Rozbrajające było też stwierdzenie w innym jego felietonie, że mieszkańcy Leszna , czyli: „Lesznianie coś tam, coś tam (i tutaj jego farmazony), czy jak chcą ludzie z Leszna leszczynianie...”. Cóż, drogi panie, gratuluję znajomości fachu. Jako człowiek władający słowem, nie znasz gramatyki.

W najnowszym dziele „Dyrdymały małego Kazia” szanowny dziennikarz staje w obronie zmniejszenia (kolejnego) najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Wielka reforma i powrót do dziesięciozespołowej ekstraligi przeżył aż dwa sezony, słownie. Cytat: „Wyrównanie poziomu, a co za tym idzie większa atrakcyjność widowiska. Więcej spotkań czyli większe zainteresowanie mediów, a przede wszystkim sponsorów. Od lat brzmi to jak dyrdymały małego Kazia. Nikt bowiem nie popiera tych tez jakimikolwiek badaniami”. Dwa lata temu to pracodawca pana Rafała nakazał powiększenie ligi, celem zwiększenia ilości spotkań. To telewizja dołożyła swoje trzy grosze do wprowadzenia kalkulowanej średniej meczowej, nawet poprzez nie wtrącanie się w owy proceder. Teraz jeden z podwładnych uznaje żądania kilku prezesów (tożsame) za „dyrdymały”. Powiem tyle, dyrdy to ty może masz małe a nawet na pewno. Ale ten felieton to nic innego jak zwykły rzemieślniczy kloc. Nic ciekawego, nic odkrywczego, parę mocnych, zdawałoby się kontrowersyjnych zdań, dla możliwości nazwania tego felietonem. Tyle. To, że badań nikt nie przeprowadzał to jasne. Po co? Osiem zespołów to czternaście meczów plus play-off. Dziesięć to osiemnaście plus play-off. Podać kalkulator? Więcej spotkań to więcej meczów na własnym torze, co za tym idzie, większe wpływy, to większa różnorodność ligi, to szansa dla dwóch kolejnych miast, czytaj zespołów, aby zaistnieć na żużlowej mapie. To szansa dla wielu tysięcy kibiców z tych miast na obserwowanie żużla w najwyższym wydaniu. Na co bez dziesięciozespołowej ligi przez lata mogłoby nie być szansy, a być może nigdy. Trzeba by zlikwidować Wybrzeże Gdańsk, które co roku awansuje do najwyższej klasy a potem z niej spada i tak w koło. I w końcu to argument w rozmowach sponsorskich, bo jest większa szansa, że jakiś zespół będzie w telewizji albo będzie w niej częściej.

Kolejny płomienny cytat: „W dzisiejszych skomercjalizowanych czasach każdy biznes musi mieć swój plan. I Speedway Ekstraliga jako biznes też musi mieć taką – użyję modnego określenia - "mapę drogową" opartą na wiarygodnych badaniach rynku i to na wielu jego płaszczyznach. Bez tego ani rusz”. Dwa lata temu tak opisywano powiększanie ligi. Pamiętam, jak kiedyś prezes Ryszard Kowalski i spółka Speedway Ekstraliga chciała zawiesić Ligę Juniorów, dla cięcia kosztów (absurd, to były groszowe sprawy), celem ratowania finansów klubów żużlowych, czyli jednym słowem, celem ratowania żużla. Rok wcześniej hucznie tworzyli Ligę Juniorów, by… uratować polski żużel. Tu jest dokładnie to samo. Dwa lata temu: „Mamy plan! Dziesięć zespołów”, dziś: „Mamy plan! Osiem zespołów”.

Perełka na koniec: „W całej tej dyskusji najbardziej dziwi mnie bierność żużlowych władz. Te chętnie i bez ogródek karzą zawodników, którzy czasem powiedzą o jedno słowo za dużo. (…) O zakneblowaniu ust mały Kaziom działającym na szkodę Speedway Ekstraligi nie słyszałem. I tu reforma potrzebna jest od zaraz”. Podejrzewam, że w Warszawie jest kilka miejsc, które oferują tego typu usługi, jak kneblowanie. Krawat, peruka, czy zużyty papier toaletowy, co tam pan woli. Domówić jakiegoś jurnego blondyna…

Twój tekst "lesznianinie" to „blubry starego marycha”. Żużel jest popieprzony w swej drodze do uzyskania stabilności. Chcemy ją uzyskać poprzez notoryczne zmiany regulaminu. Nie poprzez drobne korekty, ale niemal co dwa lata mamy kompletnie odmienne danie od tego sprzed dwóch sezonów. Najpierw osiem zespołów w Ekstralidze, potem dziesięć, potem osiem, za dwa lata będzie znowu dziesięć drużyn? Wprowadzić limit kalkulowanej średniej meczowej, zlikwidować, znowu wprowadzić, znowu zlikwidować. Jeden junior krajowy w składzie, dwóch, wcale, znowu dwóch. I co to dało? Ludzi jak ubywało tak ubywa. Nie tutaj leży przyczyna. Pomijam fakt, że degradacja, dla niektórych ośrodków może oznaczać koniec żużla. To jest ta stabilizacja? To jest ten plan? Zgadzam się z red. Bartłomiejem Cz. Z pewnego tygodnika, że obecnie mamy jedną z najciekawszych, a być może najciekawszą ekstraligę od lat, a być może od czasów jej utworzenia w 2000 roku. I świadomie z tego zrezygnujemy? Zrzucimy trzy zespoły, wprowadzimy jeden, zlikwidujemy ksm i nie wprowadzimy limitu wydatków finansowych? Tak to pan sobie wyobraża? To jest ten plan, który zapewni nam ogrom pogromów ze strony trzech bardzo bogatych klubów wymierzone pięciu biednym? Gratuluję znajomości realiów.

http://sport.tvp.pl/11278968/dyrdymaly-malego-kazia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz