sobota, 30 listopada 2013

Schody Reuterswarda

W latach trzydziestych ubiegłego wieku Oscar Reutersward stworzył bryłę niemożliwą do skonstruowania- niesamowite schody. Schody, które zawierają w sobie paradoks. Będąc zamkniętym obiektem, bez względu na to, z której strony na nie patrzymy, odnosimy wrażenie, że możemy na nie wchodzić bez końca a jednocześnie pozostawać w tym samym położeniu względem ziemi, co na początku naszej wędrówki.

W środę, dwudziestego siódmego listopada, Unia Leszno ogłosiła nowy, "zrewolucjonizowany" skład na przyszły sezon. Nowe twarze, nowa generalicja, nowe nadzieje i cele, choć teoretycznie wciąż te same- mianowicie złoto w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Nową twarzą w zespole został najbardziej znienawidzony i posiadający wspaniały czarny PR, maszynka do robienia punktów i żywy drenaż klubowych budżetów- Nicki Pedersen. Nową generalicję uosabia Piotr Rusiecki, najmłodszy akcjonariusz i współwłaściciel klubu z Wielkopolski, który całą przemowę na oficjalnej konferencji przeczytał z kartki. Zrobił to tak źle, że przed głuchym nie dałoby się ukryć, iż jest przerażony, porażony i skrępowany obiektywami i okiem trzech filmujących go kamer. Nową nadzieją jest udana reanimacja ostatniej legendy biało-niebieskich- Damiana Balińskiego. O celach było wyżej, ale za chwile będzie niżej.

Butt is always at the back. O składzie wizerunkowo.

Damian Baliński. Dwadzieścia lat w jednym klubie. Na dobre i na złe, albo raczej na dobrobyt i biedę. Wychowanek. Medalista mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach, drużynowy mistrz świata. Ubiegły sezon zaliczy do tych nieudanych, których niestety w Lesznie miał znacznie więcej, jak tych, w których można było spokojnie założyć, że "Balon dzisiaj pojedzie". Mimo wszystko ulubieniec kibiców, Bóg ultrasów. Baliński podobnie do Artura Boruca zanim zaczął uprawiać sport był kibicem swojego przyszłego pracodawcy, ba, potrafił wymierzyć sprawiedliwość osobnikowi, który raczył dosadnie ująć swe niezadowolenie z faktu porażki z Unią Leszno. Człowiek, który zdecydowanie zasługuje na drugą, trzecią czy piątą szansę. Honor i godność należy posiadać, ale i pamięć. I mimo, że za nazwisko nie ma prawa decydować o obecności w meczowym składzie. Mimo, że przeszłością nie można żyć, to trzeba ją znać. Kogo by nie mianować, to Baliński od czasów odejścia na sportową emeryturę Romana Jankowskiego jest jego prawowitym następcą i kapitanem Dumy Wielkopolski. To także, na chwilę obecną- jedyny zawodnik, który pretendować może do miana lidera zespołu. Bo lider, drodzy działacze, to nie najskuteczniejszy zawodnik, to najbardziej charyzmatyczna postać w zespole.

Bracia Pawliccy. Spoglądając na ich twarze nie sposób wyczytać czy dorośli już do tego, aby decydować o wyniku drużyny trzynastokrotnych mistrzów Polski. Nie możliwym jest również wywnioskowanie czy posiadają choć odrobinę autonomii w kwestii podejmowanych przez siebie decyzji. Przerażające jest jednak to, że dwukrotnie już opuszczali Unię, po konflikcie z działaczami. Jak życie pokazuje na tę chwilę niewielu kibiców się z nimi utożsamia a jeszcze mniej przychodzi dla nich na stadion. Ludzie nie są głupi i chcą dowodu lojalności, dopiero później wyniku sportowego. Bez urazy dla wielkiego talentu Przemysława Pawlickiego, ale nie nadaje się on na kapitana drużyny. Dlaczego? Ano dlatego, że jeszcze nie pora na to. Nikt nie zostaje kapitanem w tak młodym wieku. Nikt nie był gotowy, aby założyć opaskę nie mogąc zapuścić wąsów. Do tego trzeba wyhodować sobie parę sportowych jaj. Kapitanem AS Romy jest Francesco Totti, FC Barcelony Carles Puyol, Manchesteru United Nemanja Vidic a Chelsea Londyn John Terry. Trudno o większych twardzieli w sportowym świecie.

Kenneth Bjerre i Mikkel Michelsen. Duńczycy. Nie da się ukryć. Zimni, anhedoniczni, spokojni i czasem patrząc na nich człowiek ma wrażenie, jakby na żużlu jeździli za karę. Pierwszy swój najlepszy sezon w karierze już miał i trzeba przyznać, że prezentował się wtedy fantastycznie. Drugi to, nie powiem melodia przyszłości, i na pewno nie nadzieja, wielka niewiadoma, być może. Żaden z nich nie pokazał niczego nadzwyczajnego w trakcie swojej dotychczasowej kariery, jednoroczniak Kenia to wyjątek. Młodszy z tej dwójki pełni rolę rezerwowego i póki co nie miał okazji, aby cokolwiek pokazać. Prawda jest jednak taka, że wyniki uzyskiwane przez Michelsena we wszelakich turniejach i zawodach na świecie nie nobilitują go do miana "złotego dziecka światowego żużla". Lata świetlne dzielą go chociażby od rodaka Michaela Jepsena Jensena. Próżnymi są również nadzieje kibiców Unii i działaczy, że stanie się drugim Nielsenem grzejąc ławę, lub reprezentując którąś z ekip Superligi. Jego transfer do Leszna jest pokłosiem niekonsekwencji w polityce transferowej Unii Leszno. Historia mniejszego kalibru, ale podobna do Pedersenowej.

Grzegorz Zengota. Bardzo chimeryczny i mocno uzależniony od sprzętu zawodnik. Zupełnie, jakby inni nie byli. Jego średnia biegowa jest bardziej, jak przyzwoita. Jest sympatyczny, pogodny i wydaje się asymilować z leszczynianami. Problemem jest to, iż pochodzi z Zielonej Góry i lada rok będzie chciał wrócić do domu, zwłaszcza po bardzo udanym sezonie, mając mocną kartę przetargową w ręku.

Tobiasz Musielak. Krótko acz treściwie. Najważniejszy junior leszczyńskiej drużyny. Charakterem przypomina Damiana Balińskiego. Nieustępliwy, gorliwy, zakochany w żużlu i w leszczyńskiej drużynie, bardzo utalentowany i waleczny. Ani on, ani nikt inny nie wyobraża sobie go gdzie indziej. Przyszły lider i kapitan Unii Leszno.

Nicki Pedersen. „Lider”. Pomny wydarzeń z przeszłości, otoczki, jaka panuje wokół jego osoby, mam poważne wątpliwości czy nawet najszczersze i najowocniejsze rozmowy mogą przekonać "The Powera" do czegokolwiek. Pieniądze, sława, złoto SGP. To trzy rzeczy, które napędzają Pedersena. Wyłącznie te trzy. Jak pogodzić ten fakt ze wspólnym dobrego Unii Leszno? Z jazdą parą? Z podpowiedziami, których obiecał udzielać. Co z atmosferą, gdy Duńczykowi los rzuci kłody pod nogi? Nie jestem pewien czy zwolennicy biało-niebieskich będą chcieli oglądać Nickiego na motorze w Grand Prix i na temblaku w lidze. Prawda jest taka, że Unia Leszno lidera już miała i bezmyślnie się go pozbyła, by teraz szukać rozpaczliwie jego zastępstwa. Logicznym przecież było, że punktów Hampela zabraknie i trzeba będzie, coś z tym zrobić, aby nie pogrążyć się w marazmie. Finansowo kontrakt reprezentanta „Kraju Hamleta” będzie bardzo zbliżony do tego Hampela. Jaki więc cel miało rezygnowanie z „Małego”?

Bonus.

Paweł Jąder i Roman Jankowski. Dwaj trenerzy, jeden trener, jeden menadżer, jeden trenerem seniorów i drugi trenerem juniorów. Nikt do końca nie wie, jakie funkcje piastować będą obaj panowie, mimo wyraźnego ich określenia. Były mechanik Leigh Adamsa, zastrzega, że decyzje będą podejmować wspólnie. Co jednak w sytuacji, gdy będą mieli odmienny pogląd na dany temat? Czyja racja zwycięży? Kto jest upoważniony do podejmowania kluczowych decyzji? Ponoć obaj. Wspólnie będą kierować zespołem. Swoisty paradoks. Skoro obaj mają tyle samo do powiedzenia, to w przypadku sprzeczki, żaden nie będzie mógł zadecydować. Wypada liczyć, że jeden z nich szybko da sobie spokój, aby w ogóle jakieś decyzje zostały podjęte.

Mniej przyjemnie. O polityce transferowej Unii Leszno.

Ostatnie dwa sezony były apogeum złych decyzji zarządu klubu w kwestii kontraktowania i rozwiązywania umów z zawodnikami. Pozbyto się Juricy Pavlica, Chorwata, który był już w połowie Polakiem i w trzech-czwartych leszczynianinem, by zastąpić go banitą z „Winnego Grodu” w postaci Grzegorza Zengoty. Nie mam absolutnie nic do popularnego „Zengiego”, wręcz przeciwnie, pałam do niego sympatią, ale to nie zamazuje mi obrazu rzeczywistości. Grzegorz będzie chciał wrócić do domu, jak każdy. Każdy zawodnik prędzej czy później myśli tylko o tym, aby zdobywać punkty dla klubu, którego był wychowankiem. Z Unii odszedł również Troy Batchelor, który okazał się mieć sezon życia w Sparcie Wrocław. Zaryzykuje stwierdzenie, że pozostawienie go na swoim miejscu miast kontraktowania Fredrika Lindgrena, człowieka, który nie poszedł w żużlowej edukacji o krok do przodu od kilku lat, dałoby Lesznu medal DMP w tym sezonie. I najpoważniejszy błąd sterników klubu z „Małego Miasta Wielkiego Freda”- wypuszczenie z klubu człowieka, który przewodził mu przez sześć sezonów. Sześć lat Jarosław Hampel bark w bark z pozostałymi biało-niebieskimi kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, niejednokrotnie opieczętowując sukces Unii Leszno. Spokojny, acz waleczny, sympatyczny acz zadziorny, bardzo dobry taktycznie, potrafiący już na pierwszym łuku tak rozprowadzić rywali, że droga po podwójne zwycięstwo okazywała się być dziecinnie prosta. Najskuteczniejszy żużlowiec w polskiej lidze. I najlepszy Polak, który pała się tą dyscypliną sportu. Rażącym zaniedbaniem nazwać można oddanie go do Falubazu, by po zaledwie jednym sezonie oprzytomnieć i rozpaczliwie rozmawiać z dorobkiewiczem, by tę lukę jakoś załatać. A już teraz powiedzieć można, że na pewno się to nie uda.

Tytułem końca.

Największym transferem ULi może okazać się osoba doktora prawa sportowego, który od listopada stał się członkiem zarządu mistrzów z 2010-go roku. Relatywnie niedrogi i przydatny wziąwszy pod uwagę sztorm, jaki przeszedł nad Lesznem w 2013. Szansa na medal- jak najbardziej, na złoto? Życzyłbym sobie, aby powtórzyła się historia sprzed trzech sezonów, gdy po odejściu Krzysztofa Kasprzaka i dołączeniu Janusza Kołodzieja nikt nie brał mocarstwowych zapowiedzi Unii na poważnie. Liga zweryfikowała wszelkie komentarze i założenia. Leszczynianie zwyciężyli z bilansem 16-4.

sobota, 2 listopada 2013

Salary Cap? KSM? Wolna amerykanka?

Długo zastanawiałem się i analizowałem, jakie, albo raczej które rozwiązania byłyby najlepsze dla polskiego żużla ligowego. Sezon 2014 niesie ze sobą "wolną amerykankę", nie będzie kalkulowanych średnich meczowych, limitów wydatków. Bogaci będą kupować i wygrywać, biedni sprzedawać, albo raczej oddawać i dostawać po łbie. Gdyby dodać do tego komisarzy torów, którzy skutecznie wytrącają gospodarzom z ręki atut własnego toru, szykuje się sezon jednego, góra dwóch aktorów, dla których reszta będzie tłem. Statystami.

Wybrałem dwa rozwiązania, które moim zdaniem ukróciłyby mocarstwowe zapędy niektórych zespołów, jednocześnie nie ograniczając w znaczący sposób możliwości zarobkowych większości żużlowców. Na pewno nie w tak drastyczny sposób, jak kombinatorskogenny regulamin finansowy na sezon 2014. Bądźmy szczerzy, kto będzie go przestrzegał? Zawodnicy? Prezesi? Wystarczy, że Unibax podpisze umowę sponsorską z firmą Borygo, która należy do Romana Karkosika- na dziesięć milionów złotych rocznie i może wydawać do woli.

Jeden ze sposobów zakłada wprowadzenie do żużla limitu wydatków finansowych na zespół w trakcie sezonu, tzw. Salary Cap. Mówiąc najprościej, jak się da- nie ważne ile masz kasiory, wydać możesz tylko tyle i koniec. Drugi sposób zakłada powiększenie Enea Ekstraligi do dwunastu zespołów i wprowadzenie kalkulowanej średniej meczowej na poziomie 40-stu punktów. Lub 37,5 punktu, gdyż do KSM zespołu nie byłyby wliczane średnie zawodników młodzieżowych z numerami 6-7 oraz 14-15. Zdecydowanie bardziej preferuje ten model.

Enea Ekstraliga 2014:

Wariant 1: Obecny- brak ksm, salary cap, trzech obcokrajowców w zespole, dwóch juniorów z licencją „Ż”, osiem zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej, czternaście kolejek następnie play-off w formie „drabinki”, dolna czwórka- koniec sezonu pod koniec lipca.

Wnioski: Dwie bardzo mocne drużyny (Falubaz, Unibax), które zdominują rozgrywki Enea Ekstraligi. Obraz ich supremacji zaciemnić może jedynie ilość ujemnych dużych punktów meczowych ekipy z Torunia. Aczkolwiek, niewykluczone, że klub z miasta Kopernika przystąpi do rozgrywek „na zero”, o czym pisałem w ostatnim felietonie. Reszta zespołów walczyć będzie o dwie pozostałe pozycje gwarantujące udział w fazie finałowej bez konieczności kończenia ligi w środku lata. Czerwoną latarnią ligi będzie Wybrzeże Gdańsk, które już teraz można spisać na straty, wątpliwe, aby bez wsparcia grupy Lotos prezes Terlecki zdołał skusić przynajmniej dwóch klasowych zawodników do jazdy nad morzem (Pedersen, Walasek). Ponadto o pana P. stara się mocno Unibax, myśli Unia Leszno a pana W. chętnie w składzie widziałby Włókniarz w miejsce Sajfutdinowa, który najprawdopodobniej opuści „święte miasto”.

Wniosek końcowy: po bardzo wyrównanym sezonie 2013, dostaniemy wiejski festyn, który okruszyć będzie można słowem „nuda”.

Enea Ekstraliga 2014:

Wariant 2: Zmyślony- salary cap na poziomie 6 mln zł (w gwoli wyjaśnienia, salary cap to limit wydatków finansowych na drużynę, który od lat z powodzeniem stosowany jest w zawodowych ligach koszykówki czy piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych. Jest on ruchomy, ustalany przed każdym sezonem odgórnie przez władze ligi. Zależy od frekwencji na trybunach, wpływach od sponsorów, sprzedaży klubowych gadżetów. Im kluby więcej zarabiają, tym jest on wyższy.), brak ograniczenia na zawodników zagranicznych, spoza Unii Europejskiej czy Grand Prix w składzie, dwóch juniorów z licencją „Ż”, osiem zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej, dwadzieścia osiem kolejek, bez fazy play-off (każdy z każdym x2).

Teoretyczne składy. W nawiasach wartość kontraktów z sezonu 2013:

Falubaz:
1. Hampel (2 mln)
2. Łoktajew
3. Jonsson (1,6 mln)
4. Dudek (1 mln)
5. Protasiewicz (1,5 mln)
6. Adamczewski
7. Strzelec

Suma: 6,1 mln bez uwzględnienia kontraktów Łoktajewa, Adamczewskiego, Strzelca i pozostałych żużlowców Falubazu Zielona Góra.

Unibax:
1. Gollob (2,6 mln)
2. Miedziński (1,2 mln)
3. Holder (2 mln)
4. Ward (1 mln)
5. Pedersen (2,1 mln)
6. Przedpełski
7. Fajfer

Suma: 8,9 mln bez uwzględnienia kontraktów piętnastu juniorów Unibaksu Toruń.

Tarnów:
1. Kołodziej (1,8 mln)
2. Vaculik (1,5 mln)
3. Janowski (1,5 mln)
4. Łaguta
5. Hancock (1,5 mln)
6. Gomólski
7. Mazur

Suma: 6,3 mln bez uwzględnienia kontraktu Artioma Łaguty oraz tarnowskich juniorów.

Włókniarz:
1. Łaguta (2 mln)
2. Holta (1,2 mln)
3. Jepsen Jensen (1,5 mln)
4. Buczkowski (1,2 mln)
5. Walasek (1,5 mln)
6. Czaja
7. Łęgowik

Suma: 7,4 mln złotych nie uwzględniając młodzieżowców częstochowian.

Stal:
1. Iversen (1,9 mln)
2. Sundstroem
3. Kasprzak (1,7 mln)
4. Gapiński (0,8 mln)
5. Zagar (1,5 mln)
6. Zmarzlik (0,7 mln)
7. Cyfer

Suma: 6,6 mln złotych nie włączając kontraktu Linusa Sundstroema i gorzowskich juniorów.

Unia:
1. Sajfutdinow (1,75 mln)
2. Baliński (0,9 mln)
3. Bjerre (1,2 mln)
4. Batchelor
5. Pawlicki (1,1 mln)
6. Pawlicki (0,6 mln)
7. Musielak

Suma: 5,55 mln nie uwzględniając kontraktu Troya Batchelora i Tobiasza Musielaka oraz pozostałych czterech juniorów "Unistów".

Sparta:
1. Woffinden (0,8 mln) – kontrakt ulegnie znacznemu podwyższeniu.
2. Suchecki
3. Jędrzejak (1,3 mln)
4. Ljung
5. Nermark (1 mln)
6. Malitowski
7. Dolny

Suma:  3,1- 3,9 mln. Nawet biorąc pod uwagę dwukrotną podwyżkę dla Anglika, Sparta Wrocław jest pierwszą drużyną, która zmieściłaby się w limicie salary Cap.

Wybrzeże:
1. Jonasson
2. ???
3. Miśkowiak
4. Mroczka
5. Gafurow
6. Pieszczek
7. Beśko

Suma: Wybrzeże Gdańsk nie miałoby żadnych problemów z limitem zarobków, nawet sprowadzając do składu zawodnika/-ów pokroju Rafała Okoniewskiego czy Fredrika Lindgrena.

Enea Ekstraliga 2014:

Wariant 3: Zmyślony- KSM na poziomie 40 punktów, brak ograniczenia na zawodników zagranicznych, spoza Unii Europejskiej czy Grand Prix w składzie, dwóch juniorów z licencją „Ż”, dwanaście zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej, dwadzieścia dwie kolejki, bez fazy play-off.

Jedna zmiana- KSM zawodników niesklasyfikowanych wynosi 2,50 bez względu na ich narodowość. W przypadku zawodników startujących w niższej klasie rozgrywkowej średnia biegowa dzielona jest przez 1,15. Przy przejściu z drugiej ligi do ekstraligi KSM dzielony jest przez 1,30. Do KSM zespołu liczone jest sześć najwyższych średnich i ewentualna różnica w siódmym KSM jeśli jest on wyższy niż 2,50.

Wariant 3b: Liczony jest wyłącznie KSM zawodników z numerami 1-5 oraz 9-13. Nie może on być wyższy, jak 37,5 pkt.

Teoretyczne składy. W nawiasie KSM na sezon 2014:

Falubaz:
1. Hampel (10,056)
2. Łoktajew  (6,684)
3. Jonsson (8,164)
4. Dudek (8,444)
5. Protasiewicz (8,232)
6. Adamczewski (2,792)
7. Strzelec (2,50)

Suma:  44,372/ 41,58

Unibax:
1. Gollob  (8,616)
2. Miedziński  (8,328)
3. Holder (8,928)
4. Ward (8,164)
5. W przypadku wariantu 3b vacat na ksm 3,464
6. Przedpełski (7,00)
7. Gollob (2,50)

Suma: 41,036/ 34,036

Tarnów:
1. Kołodziej (8,292)
2. Vaculik (5,856)
3. Janowski  (7,752)
4. A. Łaguta (8,360)
5. Hancock (8,000)
6. Gomólski (5,708)
7. Mazur (2,50)

Suma: 43,968/ 38,26

Włókniarz:
1. G. Łaguta (8,856)
2. W przypadku wariantu 3 vacat na ksm 5,704/ wariant 3b vacat na ksm 9,084
3. Jepsen Jensen  (7,208)
4. Szombierski (5,000)
5. Holta (7,352)
6. Czaja (5,880)
7. Łęgowik (2,50)

Suma:  34,296/ 28,416

Stal:
1. Iversen (10,040)
2. Sundstroem (5,744)
3. Kasprzak  (7,756)
4. Gapiński (6,560)
5. Zagar (8,688)
6. Zmarzlik (7,132)
7. Cyfer (2,50)

Suma:  45,920/ 38,788

Unia:
1. Sajfutdinow  (9,040)
2. Baliński (5,912)
3. Bjerre (7,308)
4. Batchelor (8,176)
5. Pawlicki (7,704)
6. Pawlicki (7,716)
7. Musielak (6,668)

Suma: 50,024/ 38,14

Sparta:
1. Woffinden (9,884)
2. Suchecki (5,484)
3. Jędrzejak (6,668)
4. Ljung (6,164)
5. Nermark (6,052)
6. Malitowski (2,900)
7. Dolny (3,284)

Suma: 37,936/ 34,252

Wybrzeże:
1. Jonasson (8,136)
2. W przypadku wariantu 3 vacat na ksm 3,840/ wariant 3b vacat na ksm 8,424
3. Miśkowiak (7,424)
4. Mroczka (6,996)
5. Gafurow (6,520)
6. Pieszczek (7,084)
7. Beśko (2,50)

Suma: 36,16/ 29,076

Rzeszów:
1. Pedersen (9,056)
2. Andersson (2,50)
3. Walasek (8,300)
4. Pavlic (6,096)
5. Okoniewski (6,400)
6. Sówka (5,868)
7. Rempała (2,500)

Suma: 39,084/ 33,216

Bydgoszcz:
1. Andersen (6,120)
2. Kościecha (5,420)
3. W przypadku wariantu 3 vacat na ksm 15,94/ wariant 3b vacat na ksm 19,352
4. Buczkowski (6,608)
5.
6. Bietracki (2,500)
7. Woźniak (5,912)

Suma:  24,060/ 18,148

Gniezno:
1. Lindbaeck (2,50)
2. Świderski (5,972)
3. Pedersen (6,300)
4. Watt (4,644)
5. Ułamek (6,388)
6. Gała (2,500)
7. Fajfer (4,648)

Suma: 30,452/ 25,804

Grudziądz:
1. Harris (7,664)
2. Kościuch (6,836)
3. Nicholls (7,240)
4. Chrzanowski (2,500)
5. Karpow (6,916)
6. Niedzielski (2,500)
7. Rujner (2,500)

Suma: 33,656/ 31,156

Zawodnicy bez klubów: Fredrik Lindgren (7,092), Leon Madsen (6,776), Krzysztof Jabłoński (5,272), Jonas Davidsson (4,544), Paweł Hlib (3,572), Kamil Brzozowski (3,352), Dawid Lampart 3,096), Nikolai Klindt (2,50), Patrick Hougaard (2,50), Mateusz Szczepaniak (2,50), Łukasz Jankowski (2,50), Edward Kennett (2,50), Adrian Gomólski (2,50), Matej Kus (2,50), Filip Sitera (2,50)

Zawodnicy do wzięcia z pierwszej ligi: Peter Kildemand (7,900), Andrevs Lebedevs (7,316), Cameron Woodward (7,040), Jason Doyle (2,50), David Ruud (2,50).

Zawodnicy do wzięcia z drugiej ligi: Ilia Czałow (7,220), Lewis Bridger 6,948), Ronnie Jamroży (6,792).

sobota, 19 października 2013

Procesy norymberskie

Sądowe postępowania karne prowadzone w latach 1945-1949 przeciwko zbrodniarzom nazistowskim toczone przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Główny proces objął okres od 20. listopada 1945 do 1. października 1946. W jego trakcie skazano dwunastu najwyższych rangą przedstawicieli trzeciej Rzeszy na karę śmierci. Artykuł 26. Statutu Londyńskiego stanowił, iż wyroki procesów norymberskich są ostateczne i niezaskarżalne.

Pierwsza myśl, jaką miałem po wysłuchaniu wyroku w sprawie "Społeczeństwo vs. Unibax Toruń", aczkolwiek bardziej adekwatne byłoby "społeczeństwo vs. Roman Karkosik"- to, "właśnie byliśmy świadkami ogłoszenia wyników w sprawie procesów norymberskich". Dziennikarze, konferencja, garnitury, przekaz na żywo w stacji NSport, w studio dwóch prowadzących i czterech ekspertów. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek wystosowano tyle zaproszeń z telewizji do znawców "czarnego sportu", aby omówić jakiekolwiek wydarzenie, choćby najdonioślejsze czy najbardziej kontrowersyjne.

Wszystko to wyglądało, jak te ostatnie chwile w wigilię Bożego Narodzenia przed przyjściem najbardziej wyczekiwanego jegomościa- Św. Mikołaja, albo w Wielkopolsce Gwiazdora. Pierwotnie zielonego, ale przefarbowanego na potrzeby kampanii reklamowej Coca Coli kila dekad temu. Wszyscy w studio aż piszczeli z podniecenia na myśl o tym, że za chwilę nastąpi najbardziej wyczekiwany moment sezonu 2013. I nastąpił, łącznie 2,4 mln złotych z górką kary, dwanaście ujemnych punktów na starcie przyszłego sezonu i trzy mecze "gratis" dla kibiców. Biorąc pod uwagę, że za rok wchodzi w życie absurdalny regulamin, zakładający, że pierwsza czwórka walczy w play-off, a dolna już nie walczy, Unibax ma czternaście meczów, aby uzbierać wystarczającą ilość "oczek", by nie zakończyć sezonu pod koniec lipca. W tym tylko siedem na własnym torze. Trzy za złotówkę, minus trzy z play-off, gdyby jednak magiczny zespół z północy nie zdołał do nich awansować, sprawia, że łączna kwota kary wynieść może nawet 4,5 mln złotych.

Dla przeciętnego klubu to pieniądze, jakie widuje się tylko na papierze, nigdy żaden polski klub nie widział tyle na swoim koncie, nie bez minusa z przodu. Ale czym ta kwota jest dla Romana Karkosika- głównego winowajcy całego zajścia? Niczym. Gdy posiadasz majątek opiewający na ok. 2,5 mld złotych, który z roku na rok pęcznieje, nawet 4,5 mln to tyle, co w lewej kieszeni na fajki. Tyle, co gubi się w ciągu miesiąca i nawet tego nie dostrzega. To tak, gdyby przeciętny Polak miał zapłacić ok 45-50 złotych kary. Taki mandat za skręcanie tylko w lewo. Kary więc tak naprawdę symboliczne i wymierzone nie w tego, kogo trzeba. Najsurowiej skazany został ten najmniej winny całemu zajściu- Sławomir Kryjom. Dwa lata zawieszenia, szesnaście miesięcy "zakazu parkingowego" i utrata wszelkich licencji PZM, za to, że wykonał rozkaz. W Norymberdze nikogo nie zmiękczało, bądźmy jednak szczerzy, nic nie zmiękczyłoby ośmiu sędziów trybunału- twierdzenie: "Wykonywaliśmy tylko rozkazy". A takowe padały. Zadam jednak pytanie: "Czy gdyby Adolf Hitler żył, lub, jak twierdzą niektórzy historycy w tym Bogusław Wołoszański- nie uciekł do Argentyny, nie zostałby osądzony i skazany?".

Oczywiście, że zostałby. I prawdopodobnie również widowiskowo powieszony, niczym Amon Goeth, na środku dziedzińca w otoczeniu setek uśmiechniętych ludzi. W żużlu, w tej sprawie, nie będziemy jednak mieli do czynienia, ani ze sprawiedliwością, ani z konsekwencją, ani nawet z wykonaniem wyroku. Dlaczego nie będzie sprawiedliwości? O tym już mówiłem- winny został pominięty w procesie dochodzeniowym. Dlaczego nie będzie konsekwencji? Gdyż Trybunał PZM zetnie karę o połowę, przynajmniej.  Dlaczego nie będziemy mieli do czynienia nawet z wykonaniem wyroku? Gdyż dam sobie rękę uciąć, tę drugą, jedną już straciłem, bo odejściu dziewczyny, że z tyłu głowy odpowiedni ludzie, już wdrażają w życie plan zawieszenia klubu, utworzenia nowego podmiotu i wykupienia licencji Wybrzeża Gdańsk, które jednak zarzeka się, że nie pójdzie na żaden układ, ale dla kilku ładnych baniek, nie jeden już zmiękł. Jakie byłyby tego efekty dla torunian? Ten sam skład, stadion, inna nazwa, zarząd i prezes, ale brak jakichkolwiek kar finansowych do uiszczania, start sezonu "na zero" i trzy pierwsze mecze za 40 złotych, nie złotówkę. Nierealne? Bardzo realne. Jeśli Wybrzeże zdecyduje się sprzedać licencję, a "nowy Unibax" w określonym czasie złoży papiery na start w ekstralidze, to z całą pewnością je otrzyma i w niej wystartuje.

Uczyniono nam proces na wzór i z rozmachem tego sprzed prawie 60-ciu lat. Prawda jest jednak taka, że w procesie bydgoskim, nie będzie winnych, kary, ani zbrodni, sprawa rozejdzie się po kościach. I za pół roku, gdy "Ónibax" będzie szykował się do walki o mistrzostwo, pan Owsiany rozłoży ręce i powie: "Co miałem zrobić?". Nic tylko nie uratuje Kryjoma, który teraz będzie najbardziej poszukiwanym przez fotoreporterów człowiekiem w parkingu.

środa, 31 lipca 2013

Dom wschodzącego słońca

W 1964 roku zespół The Animals nagrał jeden z największych muzycznych przebojów wszechczasów- House of the Rising Sun. Nie wiem dlaczego, ale ta piosenka była pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślałem, gdy zacząłem głębiej zastanawiać się nad tym, co obecnie dzieje się w polskim żużlu.

Będąc jeszcze nie do końca dorosły lubiłem oglądać Wideotekę Dorosłego Człowieka. Jeden z odcinków traktował właśnie o The Animals i House of the Rising Sun. Zdecydowanie mój ulubiony. Jak wielu z państwa, którzy słuchali tego utworu, słuchają nadal, zachwycają się nim, bądź po prostu sprawia im przyjemność „odpalenie zwierzaków”, wie, że mówi on o domu publicznym? Tutaj należą się ukłony w stronę Marii Szabłowskiej i Krzysztofa Szewczyka. Gdyby nie oni, prawdopodobnie sam bym się o tym nigdy nie dowiedział.

Skojarzenie jest automatyczne i nader brutalne: „Żużel to dom publiczny?”. W Wielkopolsce, z której pochodzę „dom publiczny” opisuje się również słowem „burdel”, a owy „burdel” oznacza również bałagan, nieład, kompletny nieporządek. Tyle, że określony dobitnie, z silnym zabarwieniem uczuciowym. Zagmatwane i niezrozumiałe kwestie również można skwitować mianem: „Ale burdel!”. Skojarzenie zaczyna się krystalizować i nabierać kształtów.  Okrągłych na twarzy.

Ostatnimi czasy polski sport żużlowy bardziej, niż ligą czy pucharem świata żyje komisarzami torów, torami, a raczej sposobem ich przygotowania do spotkań i kolejnym karami dla Unii Leszno. Przypomnę, że Unia, dziś dumna Fogo, w tym roku otrzymała już trzy kary- kolejny rekord w dorobku leszczynian. Na początku zostali skarceni za to, że PGE Marma Rzeszów odmówiła wyjazdu na tor podczas meczu w Lesznie. Mimo, że prawdziwym powodem była niezdolność do jazdy Nicki Pedersena, prezesa Stali Rzeszów, wszystko udało się tak okręcić, że wina spadła praktycznie wyłącznie na biało-niebieskich. Kolejną karą była ta sprzed około dwóch tygodni, siedemdziesiąt pięć tysięcy złotych za błąd w sztuce przygotowania toru na spotkanie z Falubazem Zielona Góra. I ostatnia, skromne trzy „patole” za krzywą bandę podczas tego samego widowiska.

Po podsumowaniu Unia Leszno otrzymała w tym sezonie już 236.000,00 złotych kary plus siedemdziesiąt pięć punktów z meczu z Marmą, za które trzeba zapłacić zawodnikom. Śmiem twierdzić, że to wszystko razem spokojnie przekracza 400.000,00 złotych. Zadam więc pytanie: „Komu zależy na śmierci żużla w Lesznie?”. Kto chce zrobić z Unii Leszno sponsora strategicznego Speedway Ekstraligi? Komu wydaje się, że Unia Leszno jest „ścianą płaczu”, przy której, w razie potrzeby, można stanąć i poprosić o „cash”, a on zawsze wypadnie? Odnoszę wrażenie, że tych osób jest co najmniej kilka, ale po kryjomu najszerzej uśmiecha się ten: „Jeśli tak dalej to będzie wyglądało, to żużla w tym mieście nie będzie.

Słowa te wypowiedziano dwa lata temu, po pamiętnym półfinale Speedway Ekstraligi, w którym Unia Leszno odprawiła z kwitkiem Unibax Toruń, mimo, że dawny Apator: „…jesteśmy drużyną dużo lepszą”, w opinii owego pana na to nie zasłużył, a ostatni dwumecz sezonu należał im się niczym „psu buda”. Jak widać wszechmogący był innego zdania. Nie będę rozwodził się nad przebiegiem owego półfinału. Fakty są wszystkim znane, każdy już dawno wyrobił sobie zdanie na temat rywalizacji, która poruszyła pół Polski, włącznie z Sejmem. Interesuje mnie postać człowieka, który wypowiedział te słowa. Który wszem i wobec nazwał, nie posiadając żadnych dowodów, klub z Leszna i masę pracujących tam ludzi, jako oszustów: „To już nie pierwszy przypadek kombinowania z torem w przypadku tego klubu.” Zdanie tak samo prawdziwe, jak te, wypowiedziane zapewne w zamroczeniu nienawiścią, że Roman Jankowski, teraz przygotowuje „kopy” a sam nie umiał jechać, gdy splunęło mu się pod koło. Cóż. Odsyłam do lektury spotkania Unia L. – Unia T. z 1994 roku. Z czasów, gdy autor tychże słów, jeszcze nie wiedział czym jest żużel i że w „piernikowie” też istnieje klub.

Najczęściej jednak jest tak w życiu, jak w głośnym filmie „Fanatyk”. Kto widział ten wie, kto nie widział ten się dowie. Zazwyczaj ten, który najwięcej wyzywa od Żydów, sam jest Żydem.

Oglądał ktoś inny film- „Idiokracja”? Uwielbiam go. Czasem wydaje mi się, że kręcono go w Polsce. A czołowe role zagrali w nim prominenci polskiej sceny politycznej. Teraz jednak, po niezwykle głębokim namyśle, odgłosami przypominającymi kręgielnie, doszedłem do wniosku, że zamiast przedstawicieli rządu z OP na czele, można by tam postawić przecież szefostwo żużla. Nie byłoby różnicy! Ale powoli. O czym opowiadał owy obraz? Otóż, pewien niczym niewyróżniający się, kompletnie przeciętny we wszystkim, nieuzdolniony w żadnej dziedzinie i leniwy, taki zwykły... Kowalski, zostaje poddany hibernacji, w ramach rządowego eksperymentu. Chwilę później wychodzą wały, jak to zawsze. I pogram porzucono, zapomniano jednak odhibernować biedaka i tak go zostawiono. Po pięciuset latach program sam rozmroził jego organy i doprowadził do przebudzenia. Główny bohater wstaje i widzi świat kompletnie różny od tego, jakim go opuścił. Myśli, że minął rok, tyle ile zakładano, a nie pięćset. Pod drodze, gdy spał, ludzkość jednak kompletnie zdebilniała. Inteligentni ludzie nie rozmnażali się, czekając na najodpowiedniejszą chwilę gospodarczą i ekonomiczną, a prymitywy… no cóż. Inteligentni w końcu umierali bezdzietni, lub, w przypadku mężczyzn, na zawał w trakcie pobierania materiału genetycznego niezbędnego do przeprowadzenia zabiegu In vitro.

Nasz kochany bohater został, przez kilkumilionowe społeczeństwo jednego z większych miast amerykańskich, wzięty oczywiście za homoseksualistę, gdyż nie mówił, jak pozostali, bez bezładnej kombinacji stęknięć, sapnąć i odchrząknięć co drugie słowo. Wkrótce, próbując dowiedzieć się, co się stało zostaje złapany przez coś, co hucznie nazwać można policją, jak w przypadku władz żużla władzami żużla i dostaje się do więzienia. W penitencjarce przeprowadzono na nim test inteligencji. W naszych realiach powiedzielibyśmy, że doczłapał się do stołka. Po teście, w którym najtrudniejsze pytania to były takie z zakresu: „Idzie jeden człowiek z dwulitrowym wiadrem wody i drugi człowiek z trzylitrowym wiadrem wody. Ile jest razem wiader?”. Okazuje się, że nasz… bohater, jest najinteligentniejszym człowiekiem na Ziemi. Ma iloraz w okolicach 95, ale to i tak o połowę więcej niż cała reszta ludzkości. No, więc poproszony przez zgromadzenie naprawdę mało rozgarniętych ministrów, łącznie z ministrem zdrowia, który był chyba przedstawicielem następnego etapu w inwolucji mózgu człowieka, przejmuje władzę. I teraz zabawa się zaczyna. Walne Zgromadzenie Członków, nazwijmy ich tak potocznie, wybiera naszą „95-tkę” na prezydenta i prosi o to, aby ten uzdrowił żużel, kraj, wszystko jednym słowem. Ten przystaje i ochoczo zabiera się do pracy.

Rządzą nami tacy „Członcy” i przewodniczy im „95-tka”. Wszystko wiedzą najlepiej, resztę świata mają za bandę głupców, z którymi nie warto się liczyć. Wprowadzają, więc nowe prawa i przepisy, które mają doprowadzić do cudownego ożywienia „czarnego sportu” a tak naprawdę prowadzą do jego śmierci. Zadziwiający jest fakt, że tyle utyskiwano nad poziomem i rangą, co, jak co, ale marginalnej już, Elite League. Utyskiwano i z uporem maniaka wprowadzano prawa i przepisy, które w Anglii doprowadziły do takiego stanu. Czy człowiek inteligentny tak robi? Nie, robi tak człowiek upośledzony, który nie jest w stanie pojąć związku przyczynowo-skutkowego i jedyne, na czym opiera swoje doświadczenie to widok płonących zgliszcz i ruin, które pozostawiły po sobie jego „reformy”. Tak działa Polska władza żużla. Jak władza w filmie „Idiokracja”, mają ten sam tok rozumowania. Dla mnie takim prawem jest na przykład Kalkulowana Średnia Meczowa. I od tego sezonu regulamin dotyczący przygotowania nawierzchni przedmeczowej oraz urząd komisarza torów- będąc szczerym najbardziej korupcjogenny urząd w sporcie od wielu dekad.

Trochę od Jacka Gajewskiego: „To jest chore co wyprawia pan Wojciech S. i spółka. Jeżeli ktoś przeczyta art. 25a 3. RSŻ: Prawa i obowiązki komisarza toru, to może dojść tylko do następujących wniosków. Jeżeli zawody się odbyły (o wyznaczonej godzinie, bez opóźnień) to tor był przygotowany zgodnie z regulaminem. Za stan toru i jego przygotowanie do zawodów według mnie odpowiadają komisarz toru oraz sędzia zawodów. Wszystko co się dzieje z torem na osiem godzin przed zawodami odbywa się za zgodą, wiedzą oraz pod "dyktando" komisarza. Czyli karę należy nałożyć na Komisarza Toru . Tak słabych i mściwych ludzi na szczytach "żużlowej władzy" to chyba jeszcze nigdy nie było, im szybciej odejdą tym lepiej dla dyscypliny. Ale tak szybko się to nie stanie . Niestety.”                                                                

Trudno się nie zgodzić. Żużlowa generalicja, składa się z ludzi, którzy albo światopoglądu nabrali jeszcze w czasach zmierzchłej epoki, do żużla przybyli po to, aby zarobić i wypełnić w swoim życiorysie dziurę pod tytułem: „Osiągnięcia”. Jest też taki, który pojawił się w nim w wyniku układów. Co dobrego może z tego wyniknąć? Adolf Hitler przyczynę potężnego kryzysu gospodarczego i marginalizacji Niemiec po pierwszej wojnie światowej upatrywał w Żydach, jako ludzi, w jego osądzie, kontrolujących największe światowe banki. Toteż stali się oni dla niego źródłem inspiracji, siłą napędową rozwoju i obiektem chorej zemsty. Po wygraniu wyborów dozbroił się i przygotował do: „Ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Odczuwam wrażenie, że mamy w żużlu Hitlera. Człowieka, który nie potrafi żyć bez wroga, zagubionego w morzu własnej oceny, napędzającego się chorymi powodami swej nienawiści i nieustanie, dopóki nie wykończy w ten czy inny sposób swojego antagonisty, wymyślającego nowe metody wykorzystania środowiska do partykularnych interesów.

Viva idiokracja!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Nowa atrakcja w starym cyrku

Freddie Merkury śpiewał: This could be heaven for everyone. Do niedawna żużel postrzegany był jako ostatni bastion mężczyzn, oczywiście tylko w Polsce. Zamknięty, szczelny, hermetyczny. I szowinistycznie świński. Jak zapewne wrzeszczały aktywistki w myślach. Między wyładowywaniem własnych frustracji na Bogu ducha winnych mężczyznach a gotowaniem i odkurzaniem.

Ale, jak wszystkie bastiony, tak i ten padł. Zamieszania, co nie miara. Media żużlowe aż piszczały od nadmiaru informacji generowanych przez aktywistki swego czasu. Sprawa zaszła tak daleko, że zainteresowała się nią sama kobieca generalicja. Wtedy żarty się skończyły. Została wystosowana petycja do władz polskiego żużla o wymazanie z regulaminu zapisu, że sport żużlowy w Polsce uprawiać mogą tylko testosteroniarze. Do tego doszła podobno nieoficjalna groźba, że jeśli tak się nie stanie, to kobiety w ramach protestu przestaną rodzić za karę dzieci. W konsekwencji mężczyźni wymrą a wraz z nimi żużel. Sprawiedliwość ponad wszystko.

To był argument ostateczny. Nie do obejścia. Frustracja sięgnęła zenitu. Setki tysięcy listów od zdesperowanych mężczyzn z całego kraju zaczęły spływać do żużlowej centrali, żeby usunęli ten zapis. Co im szkodzi? A przez nich żadna żona dziecka powić nie chce! Drzewo zasadzone, zwiędło, ale żona nie wie- dom, a właściwie M-3 w bloku już też jest. No to teraz trzeba skonstruować potomstwo! A samemu nie idzie!

Tego było już za wiele. Przepis usunięty, podpis złożony. Konstytucja! Śpiewom końca nie było. Kobiety mogą oficjalnie zostać… no właśnie, czym? Żużlowczyniami? Żużliczkami? Żużlówkami. Zanim tabuny wygłodniałych i spragnionych wspólnych pryszniców ze spoconymi i ubrudzonymi zawodnikami, kandydatki na adeptki zaczęły masowo przynosić zgody na rozpoczęcie treningów, inne hordy wysyłały petycje do władzy, aby ten przepis przywrócili. Dlaczego? Bo teraz muszą rodzić. A to boli, pasuje figurę, wymusza poszerzenie sukienek i takie tam. Przekonał je dopiero argument, że w trakcie ciąży rozpoczyna się proces laktacji. Czy coś w tym guście. I rosną piersi! 

Klaudia Szmaj. Od niedawna kobieta-żużlowiec. Odnoszę nieodparte wrażenie, że pani Klaudia to tylko i wyłącznie dziwne indywiduum, które powstało z chęci zrobienia czegoś skrajnie męskiego będąc kobietą. Jej kuzynem jest Maciej Janowski, który pożyczył jej wszystko, co potrzebne do uprawiania sportu żużlowego. Zmiana przepisów umożliwiła jej zdanie egzaminu, mimo, że ledwo motocykl łamie jadąc 40 km/h (jakim cudem zdała?). Gdy zmuszona była jechać we czterech w kolejnym etapie egzaminu, wyglądało to, jak spotkanie czołówki Grand Prix z przedstawicielem Allsvenskan. 

Moim skromnym zdaniem kariera pani Klaudii zakończy się tak szybko, jak się rozpoczęła. A jakikolwiek kontrakt podpisany przez nią z klubem żużlowym (na przykład ten z Falubazem Zielona Góra) będzie tylko i wyłącznie zabiegiem czysto marketingowo-wizerunkowym. Wypowiedź prezesa Jankowskiego: „Nie chodzi tu tylko o pr, o marketing, ale o to, żeby dziewczyna się rozwijała i w dalszej perspektywie powalczyła o punkty ligowe. Może pojawi się jeszcze w tym sezonie nawet w ekstralidze”- można włożyć między bajki. Gra, w której kartą przetargową jest siedemnastolatka toczy się o pozyskanie nowych sponsorów (o kasę, jakżeby inaczej). Nisza sponsorska z sektora firm „kobiecych” w żużlu jest przecież gigantyczna. Ile firm produkujących kremy i kosmetyki reklamuje się przez żużel? A ile może zacząć dzięki Klaudii, która zacznie, nawet wozić zera, ale na antenie NC+? Smutna acz prawdziwa rzeczywistość. Żaden klub nie będzie marnotrawił pieniędzy inwestując w kobietę, która siłą, refleksem, wyczuciem odległości czy możliwościami wyobraźni przestrzennej nigdy nie dorówna mężczyznom. Biologia!

Puśćmy jednak wodze fantazji. 

Nieokiełznane hordy. Niczym potomkinie legendarnego przywódcy Hunów- Attyli, zaczęły oblegać parkingi. Jeździć, trenować, zdawać licencje, przebijać się do składów. Kobiety opanowały żużel! Aż roiło się od gustownych różowych kewlarów z szykownymi wypustkami, żakiecikami, szaliczkami itd. Jakaś kobieta-inżynier opracowała i opatentowała laczka z korkiem! Tyle, że nie przewidziała, że żużlowcy mają tylko jeden, na lewej stopie. To nic, będą ładnie wyglądać w szafie! – ripostowała. Kobiety tu, kobiety tam. Kobiety dostały się do centrali. Przejęły stery. Zlikwidowały etaty podprowadzających. Zastąpiły je mięciutkimi facecikami w rajtuzach, którzy ochoczo machali pomponikami i tupali nóżkami przed linią startową. Zmieniono też kilka zasad. Biegi skrócono do jednego okrążenia, bo antyperspiranty nie dawały rady. Mecz do trzech biegów w pominięciem wyścigu juniorskiego, gdyż nie miał on sensu skoro żadna z kobiet nie pamiętała, kiedy się urodziła. Między pierwszą a drugą i między drugą a trzecią gonitwą ustanowiono 45-cio minutowe przerwy. Przerwy na strategiczną wymianę uwag i spostrzeżeń odnośnie wczorajszych odcinków kilku wiodących seriali, nowego rodzaju kija do miotły, ułatwiającego zamiatanie, wymianę zachwytów na temat nowych torebek i butów zawodniczek. 

W rzeczywistości do szkółek zgłosiło się tyle dziewcząt, co zrealizowanych obietnic przedwyborczych. Na placach mocno pokaleczonej ręki można by je policzyć. Tyle samo wytrzymało do licencji. Niedawno jedna szczęśliwie go przeszła. I po co usuwano ten przepis? Na co tyle hałasu? Wszystko potoczyło się zgodnie z typowo kobieca logiką: najpierw będą robiły niesamowity szum o równouprawnienie, by z niego w ogóle nie korzystać, gdy je uzyskają. Teraz dojdzie do tego aspekt wydojenia z potencjalnych nowych sponsorów ile się da. 

Czekam na reakcję bojowniczek na mój tekst, które będą przekonywały, że kobiety poradzą sobie na żużlowym owalu tak dobrze, jak mężczyźni. Że nie zabraknie im siły i odporności na ból, bo przecież rodzą dzieci! A udowodnione naukowo jest, że to ból porównywalny z amputacją kończyny. Udowodnionym jest również, że mężczyzna nie przeżyłby porodu, gdyż mdleje na sam widok strzykawki. Pewnie, że byśmy nie przeżyli! Nie mamy odpowiedniego wyposażenia do rodzenia! Którędy miałoby wyjść? Uchem? Powalił mnie za to jeden ze wpisów na jednym z wielu internetowych for pewnej internautki. Był on mniej więcej tej treści: Skoro żużel może być powodem choroby wibracyjnej, która może uniemożliwić zajście w ciążę, to może należałoby zacząć badać spermę zawodników!? Czy im się plemniki nie popsuły!? Świetny argument. I jaki romantyczny.

Nie ma żużlówek. Nie było. I prawdopodobnie nigdy nie będzie. Bo, o ile, na przykład, kopać piłkę kobiety dadzą radę, to żadna kobieta nie nabierze nigdy takiej siły, aby utrzymać motocykl i podjąć jakąkolwiek walkę z mężczyznami. Pewnie, panie mogą zorganizować się same i ścigać na własnym gronie. Tylko, jak, gdy będzie ich pięć na krzyż plus kilka zza granicy? Który klub wyda dziesiątki tysięcy na szkolenie dziewcząt, które potem będą robić za widzów na meczach? A raz na pół roku odjadą turniej żeńskiego żużla? Cyrk jest fajny, ale nie wciąż ten sam i z tymi samymi tematami pokazów za gruby „szmaj”.

P.S.

Piłkarze FC Barcelony nie przylecą do Gdańska rozegrać spotkania towarzyskiego z tamtejszą Lechią. Automatycznie upadła idea zaprezentowania gwiazdom Blaugrany żużla w wersji „live”. Szczerze powiedziawszy bardzo cieszę się z takiego obrotu sprawy. Jaki sens ma ciągnięcie Lionela Messiego i spółki na mecz pierwszoligowego Wybrzeża Gdańsk na zdewastowanym stadionie przy Długich Ogrodach? Trzykrotny zdobywca Złotej Piłki doskonale wie, co to żużel. Skąd? Otóż jego były klubowy kolega- Thierry Henry, jest wielkim miłośnikiem tej dyscypliny. Genialny Francuz grając dla Dumy Katalonii niejednokrotnie oglądał turnieje Grand Prix zapraszając na nie swoich braci po fachu, którzy częściej jednak zasypiali niż emocjonowali się naszą ukochaną dyscypliną. Jeśli już ktoś chce zaprezentować Messiemu speedway, to zróbmy to z pompą. Stadion narodowy, pięćdziesiąt tysięcy ludzi, Grand Prix, szał, fajerwerki, wielkie sektorówki, wtedy nawet gdy żużel nie przypadnie mu do gustu zapamięta, go jako bardzo popularny i ważny dla Polaków sport.

sobota, 13 lipca 2013

Małpki

Klaudia Szmaj. Od niedawna kobieta-żużlowiec. Odnoszę nieodparte wrażenie, że pani Klaudia to tylko i wyłącznie dziwne indywiduum, które powstało z chęci zrobienia czegoś skrajnie męskiego będąc kobietą. Jej kuzynem jest Maciej Janowski, który pożyczył jej wszystko, co potrzebne do uprawiania sportu żużlowego. Zmiana przepisów umożliwiła jej zdanie egzaminu, mimo, że ledwo motocykl łamie jadąc 40 km/h (jakim cudem zdała?). Gdy zmuszona była jechać we czterech w kolejnym etapie egzaminu, wyglądało to, jak spotkanie czołówki SGP z Allsvenskan. Nigdy niczego z niej "nie będzie" a jakikolwiek kontrakt podpisany przez nią z klubem żużlowym będzie tylko i wyłącznie zabiegiem czysto marketingowo-wizerunkowym. Smutna acz prawdziwa rzeczywistość. Żaden klub nie będzie marnotrawił pieniędzy inwestując w kobietę, która siłą, refleksem, wyczuciem odległości czy możliwościami wyobraźni przestrzennej nigdy nie dorówna mężczyznom. Biologia!

Dla potwierdzenia przytoczę pewną obrazoburczą i niepoprawną politycznie historię sprzed kilku lat.

"Karsten Braasch, leworęczny, niemiecki tenisista o charakterystycznym wyglądzie (okulary, kilkudniowy zarost), wyróżniał się niepowtarzalną akcją serwisową. W styczniu 1998 roku, kiedy już występował niemal wyłącznie w deblu (w grze pojedynczej klasyfikowany był poza czołową dwusetką rankingu światowego), przyjął wyzwanie młodych sióstr Williams, które wszem i wobec oświadczyły, że pokonają każdego mężczyznę spoza czołowej dwusetki rankingu ATP; z Venus Williams Braasch wygrał 6:2, z Sereną – 6:1. Po tym pojedynku Venus stwierdziła: "Nie sądziła, że będzie aż tak trudno"."

Kobieta w żużlu nigdy nie będzie niczym więcej, jak tresowaną małpką.

sobota, 6 lipca 2013

Gameplay

Sporo oglądam "gameplay'ów"? Nie wiem, jak to odmienić. "Gameplay'e" polegają na tym, iż patrzysz, jak ktoś gra. Nudne, prawda? Siedzisz godzinami i śledzisz rozgrywkę i komentarz do owej rozgrywki, jakiegoś człowieka.

Zadziwiająco wiele jest owych "gameplay'ów", praktycznie każda gra, która wchodzi na rynek może poszczycić się kilkoma. A są takie, które mają ich tysiące. Są również ludzie, którzy chyba powoli będą mogli zacząć żyć z tego, że grają w gry komputerowe dla frajdy. O tyle, o ile gra w jakąś grę na zlecenie np. EA, to normalna praca, polegająca na wychwyceniu błędów, zapisanie ich i zgłoszenie odpowiednim ludziom, to granie dla frajdy, nagrywane tego i wrzucanie na YouTube brzmi dziecinnie. A jednak. Ostatnimi czasy mam wersję na produkcje z serii "Total War". Rome, Medieval 2, Empire, Napoleon itd. Rome 2, który wychodzi trzeciego września kupiłem już ponad miesiąc temu w ramach pre-orderu. Także wkrętka jest konkretna. Tak, więc wnikliwie przeglądam "gameplay'e" i znalazłem człowieka, który na YouTube ma już ponad sto tysięcy subów. Sto tysięcy ludzi subskrybuje jego kanał i filmiki z jego gry.

Jeśli owy jegomość ma olej w głowie, może to nieźle wykorzystać i zacząć na tym konkretnie zarabiać. Założyć blog, profil na FB, konto na twitterze. Sto tysięcy lajków na tych portalach to zysk rzędu dziesięciu tysięcy dolarów miesięcznie z samych reklam. A jeśli nie rajcuje go zasypywanie bloga reklamami, jest inna droga.

Kontakt z SEGA. Od 2004 roku, gdy na świat przyszedł Rome: Total War, wydawcą gry jest firma SEGA. Trzeba przyznać, że zatrudnia ona głównie (przy realizacji gier z serii Total War), młodych i bardzo energicznych ludzi. Jestem pewien, że nie przeszliby obojętnie obok profesjonalnego profilu człowieka, który od lat gra w ich grę, mówi o niej dobrze, aczkolwiek nie przechodzi obojętnie nad jej błędami a słucha tego kilka razy w tygodniu sto tysięcy ludzi, a może i więcej (nie każdy subskrybuje wszystko, co ogląda, lub ma konto na YT). Taki człowiek, podobnie do dziewczyn piszących o modzie i zachwalających jakąś sukienkę, która właśnie wyszła na rynek, mógłby to samo robić z grami Segi, EA, Tripware, Activision itp.

Rodzi się we mnie kolejne pytanie: "Zacząć robić "gameplay'e"?

środa, 26 czerwca 2013

Chcesz pokonać Polaka? Daj mu władzę.

Wystarczyło kilka niewygodnych pytań, by pan poseł RP Robert Wardzała stracił rezon, zaczął obrażać moją osobę a później zablokować mnie na FB. Tak właśnie działa władza. Najpierw Ci obciągną za głos a potem będą się separować, by nie musieć rzeczywistości spoglądać w oczy, ale tworzyć własną- radosną, z choinkami i zdjęciami Tomasza Golloba. Strach pomyśleć, że takich "przedstawicieli narodu" w Sejmie mamy znacznie więcej.

Treść rozmowy:

Konwersacja rozpoczęła się 27 grudnia 2012 (Poza masą buziek, którymi próbował zarzygać mnie poseł, niczego nie zmieniałem, ani nie usuwałem czy dodawałem do owej dyskusji).

08:44

Robert Wardzała

Witam, po pierwsze jesli chcesz mi przekazac jakas sugestie lub sprawe na ktora nalezy zwrocic uwage, zawsze chetnie to zrobie, lecz prosze o konkretna wiadomosc z opisem problemu na pv a po drugie jesli uwazasz ze masz prawo zarzadzac moim prywatnym konten (profilem) na fb to gratuluje humoru.

To jednak troche malo jak na wskazanie istoty i propozycji rozwiazania problemu. "Zamiast wklejać bzdurne zdjęcia choinek, zajmij się wraz z PO nowelizacją kodeksu karnego. W 2013 roku na wolność wychodzi Marek Trynkiewicz, skazany na karę śmierci, którego objęło moratorium z 1988-go, zabójca czterech chłopców."

Prosze o podjecie tematu od strony bardziej meryturycznej cho nie ulega watpliwosci ze to absolutnie zla sytuacja.

Pozdrawiam

27 grudnia 2012

13:18

Władca Iraku

Bardziej merytorycznej? A da się to podjąć bardziej merytorycznie? Nie tylko pan Trynkiewicz wychodzi na wolność w 2013 roku. Prawie stu bardzo niebezpiecznych ludzi ujrzy wtedy światło dzienne, będzie wesoło gdy dołączy do nich spora liczba tych, którzy zostaną zwolnieni warunkowo po odsiedzeniu 15-stu z 25 lat. Naprawdę, radzę zapoznać się z tym problemem bliżej czym prędzej i czym prędzej wprowadzić takie zmiany, które zagwarantują ludziom bezpieczeństwo. Zdjęcia kolorowych choinek są śliczne, ale stracą na uroku, gdy Moruś zastrzeli kolejną przypadkowo napotkaną osobę, a Trynkiewicz wpadnie do jakiegoś nauczania początkowego i uprowadzi sobie chłopca. Do Pękalskiego mamy trochę czasu, wyjdzie w 2017.

Oprócz kilkunastu innych problemów, które dawno powinny być załatwione, ten wydaje się być w tej chwili najbardziej palący.

30 grudnia 2012

02:03

Władca Iraku

Od 2013 roku becikowe uzależnione będzie od dochodu - otrzymają je tylko rodziny o miesięcznych dochodach poniżej 1922 zł na osobę. Według MPiPS prawo do becikowego utraci ok. 10 proc. rodzin o najwyższych dochodach, co da ok. 39 mln zł oszczędności.

za: pap

Prezes PKN Orlen po dwóch czy trzech tygodniach urzędowania pare lat temu otrzymuje 2 mln złotych odprawy- wszystko gra. Ale odebrać marny tysiąc złotych tytułem becikowego- oszczędność rzędu oszałamiających 39 mln złotych rocznie.

"PO- by żyło się lepiej Nam"

P.S.

O propozycji wprowadzenia dodatkowych opłat za korzystanie z bankomatów nie wspomnę. Rozbój.

"Rostowski ocenił, że Polska jest krajem relatywnie niskich podatków. Nie chciał zadeklarować, że w 2013 roku nie będzie podwyżki podatków".

za: wprost

Relatywnie niskiego czego? W jakim świecie żyje pan Rostowski?

25 stycznia 2013

10:43

Władca Iraku

ZUS od lutego 1020 zł? Czy PO ma jakikolwiek instynkt samozachowawczy? Czy to już Blitzkrieg w wojnie o resztkę pieniędzy Polaków aby napchać kieszenie na do widzenia?

1 lutego 2013

7:48

Władca Iraku

Jeśli to wszystko prawda, mam nadzieję, że będziecie sądzeni na równi z osobami odpowiedzialnymi za brutalne tłumienie zamieszek na przełomie lat 70/80.

3 lutego 2013

15:19

Robert Wardzała

Fajnie ze masz pomysl jak uchronic swiat przed kryzysem. Szkoda tylkom ze nie przekazales go 10 lat temu wladzom stanow. I po raz ostatni wyjasniam ze to jest moj profil i srednio mnie interesuje ze chcialbys nim zarzadzac  Pozdrawiam

------------------------------

Komentarz:

Władca Iraku (3 lutego 2013): Na wesoło. Wg nowego raportu OECD Polskę czeka 50 lat kryzysu. Naprawdę jest się z czego cieszyć. Weź przestań się lansować a zacznij coś robić.

Adres URL treści: http://www.facebook.com/photo.php?fbid=467293680002796&set=a.112020538863447.10409.100001665034328&type=1

3 lutego

19:39

Władca Iraku

Po pierwsze, co interesują mnie Stany (nie stany), po drugie, Stany Zjednoczone sobie z kryzysem poradzą, zawsze radzili. Polska jest w kryzysie od lat i ten stan praw. się nie zmieni. Po trzecie, nie mam pomysłu, jak uchronić świat od kryzysu, podobnie, jak Platforma Obywatelska nie ma pomysłu, jak uchronić od tego Polskę. Lepiej udać, że nie ma problemu i wstawiać wesołe foty choinek, Golloba i diabli wiedzą czego jeszcze. A Polacy niech się martwią sami, przeżyli zabory, przeżyją PO.

P.S. Profilem zarządzasz Robercie tak, jak eSpeedway. Mocno poniżej średniej. Faktycznie, ktoś mógłby Ci pomóc.

20:53

Robert Wardzała

Chetnie skorzystam z tej tajemnej wiedzy zarowno w zakresie ekonomicznym, zuzlowym czy wydawniczym.

A jak to piszesz skoro stany nie maja wg ciebie nic do rzeczy to prosze odrob zadanie domome i dowiedz sie skad dziaj mamy do czynienia z kryzysem w europie.

21:00

Władca Iraku

Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Nie napisałem, że nie ma nic do rzeczy, ale, że leczenie Stanów mnie nie interesuje, tylko Polski. Poza tym, kryzys w Polsce nie zaczął się 10 lat temu. Jeśli tego nie wiesz, to nawet moja "wiedza tajemna" Ci nie pomoże. Po drugie jeśli chodzi o wiedzę wydawniczą, nie masz żadnej Robercie. Opłacanie wyłącznie serwerów i wklejanie na sportowy portal treści społeczno-politycznych to nie praktyka wydawnicza. Po trzecie jesteś modelowym politykiem. Najpierw dopchać się do Sejmu a dopiero potem szukać elementarnej wiedzy.

P.S.

A tak w ogóle, chcesz się po licytować w ilości odrobionych "zadań domowych"?

21:36

Robert Wardzała

Naprawde mi przykro ze nie masz usystematyzowanej wiedzy ekonomicznej czy o gospodace swiatowej, nie mowiac juz o zuzlowej czy wydawniczej.

Ogolnie i delikatnie mowiac, oczywiscie z calym szacunkiem do ciebie slabo ta polityke uprawiasz

Tak to niestety wyglada  ale pozdrawiam i jak zechcesz wspolpracowac dla dobra ludzi to zawsze znajdziesz we mnie wsparcie.

21:43

Władca Iraku

Robert, Ty nawet ortografii rodzimego języka nie znasz. A zarzucasz mi brak wiedzy ekonomicznej, żużlowej i wydawniczej? Na dodatek wniosek taki wysnułeś z kapelusza. Ja swoje opieram na empiryzmie.

Przyznaj, ze jesteś tylko ludkiem, który ma siedzieć i być na głosowaniach, ślepo wciskając przycisk, dostającym 11 tysięcy na biuro i rozliczającym się z tego.

21:50

Robert Wardzała

O co konkretnie ci chodzi ? Nie lubisz PO czy o to, ze ze odpisalem ci w biegu z telefonu ? Tak ? Literowka jest dla ciebie problemem ? No to gratuluje  Skoro tak to zwroc sie prosze oficajlnym pismem w nurtujacych cie sprawach i otrzymasz mam nadzieje satysfakcjonujace cie odpowiedzi. Pozdrawiam i milego wieczoru ze swoimi teoriami

22:01

Władca Iraku

Lubić można zupę pomidorową. Mówiłem, że kieruje się tym co widzę, czuję i analizuję. Nazwa partii ma tu akurat niewiele do rzeczy. Nie literówka, tylko "tą politykę". Po drugie- nie tłumacz się. Po trzecie, cztery znaki zapytania w dwóch linijkach? Ktoś tu traci nerwy. Mam wysłać oficjalne pismo do PO? I masz nadzieję, że dostanę odpowiedzi. Ja nie chcę od was odpowiedzi. Ja chcę, abyście działali. Jeśli nie wiecie, jak- zapytajcie, nie umiecie- odejdźcie, jeśli wiecie i umiecie, ale układy wam nie pozwalają- cóż, historia was rozliczy. Jesteście partią rządzącą. Poczujcie się do odpowiedzialności.

Kończę Robercie. Nie Twoja wina, że Twoja partia jest jaka jest. Ty chciałeś tylko zrobić karierę. Sportowe nawyki.

4 lutego

10:46

Robert Wardzała

Jak widze twoje problemy siegaja dosc gleboko  W swoim postepowaniu jestes ewenementem z jakim nie mialem jeszcze do czynienia  Nie zamierzam analizowac ani tez pastwic sie na twojej osobowosci  Nie zamierzam tez pełnic roli twojego psychoterapeuty  Zamierzam natomiast skonczyc pozbawiona jak widze jakiegokolwiek sensu wymiane zdan  Pozdrawiam serdecznie

Po czym zostałem przez owego posła zablokowany. To się nazywa: „Odwrócić się twarzą do ludu”.

środa, 19 czerwca 2013

Telemarketerka

Ostatnio w internecie pojawiły się nowe memy. Sławą „typowego Seby” czy „Miro handlarza”, ktoś postanowił zrobić teraz obrazek z nie najbrzydszą telemarketerką. Treścią mema są oczywiście najbardziej typowe kwestie, jakie można usłyszeć podczas „rozmowy” z taką osobą. Dzieje się tak, gdyż każdy telemarketer posiada skrypt a każda jego rozmowa jest nagrywana i analizowana. Stąd absurdy typu: „Jest pan studentem? Proponuję kredyt”. No, ona czy też jakiś on muszą to powiedzieć.

Dlaczego poruszam tę kwestię? Ano dlatego, że ja bardzo lubię, gdy dzwoni do mnie młoda pani telemarketerka o słodkim głosiku. Potrafię i pół godziny wsłuchiwać się w dźwięk jej głosu. Nic nie zamówię, na nic się nie zgodzę, do niczego mnie nie przekona. Ale pozwolę jej powiedzieć absolutnie wszystko, co tylko może mi powiedzieć. A pod koniec zawsze stwierdzę, że ma uroczy głos. Zapytam jak wygląda i skąd jest. Wyrażę swoje ubolewanie z faktu, że tak daleko, bo o niczym innym teraz nie marzę, jak o spotkaniu z nią i jej hipnotyzującą barwą głosu. Żeby miała dobry dzień.

czwartek, 13 czerwca 2013

Szał transmisyjny

W sobotę zorganizowano, po raz pierwszy od 1993 roku, imprezę międzynarodową w konkurencji par. Mowa oczywiście o Eurosport Best Pairs. Zawody cieszyły się umiarkowanym zainteresowaniem na trybunach, ale sporym przed telewizorami. Pierwsza, historyczna impreza żużlowa pokazywana na żywo w stacji Eurosport, przyciągnęła w szczytowych momentach przed telewizory trzysta tysięcy widzów w samej tylko Polsce.

Oczywiście żużel równać nie może się na przykład rozgrywkom o Super Bowl w Stanach Zjednoczonych, oglądanych rok rocznie przez grubo ponad sto milionów ludzi, powodując nie małe skoki napięcia. Jednakże wynik trzystu tysięcy widzów w Polsce i miliona w Europie robi już wrażenie. Całkowity zasięg telewizyjny imprezy to cztery miliony. Nie ma jeszcze danych z krajów spoza Starego Kontynentu, ale próżno mieć nadzieję, że w Egipcie to wydarzenie sportowe oglądało więcej, jak sześć osób, z czego pięć to polscy turyści a jedna zasłabła z gorąca, gdy telewizor ustawiony był akurat na ową stację.

Zawody można uznać za najlepszą promocję żużla na arenie międzynarodowej od czasu odrestaurowania przez firmę BSI cyklu Speedway Grand Prix i Speedway World Cup. Jestem jednak pełen obaw czy szwedzkie svt, duńskie dk4, brytyjskie sky sports czy posiadający prawa do transmisji tych imprez w Polsce C+, są w stanie łącznie zebrać na pojedynczym turnieju oglądalność rzędu miliona widzów. Podejrzewam, że większą oglądalnością cykle SGP cieszyły się na Eurosporcie puszczane z tygodniowym opóźnieniem "z taśmy". Liczę, że EBP niedługo otrzyma "homologację" FIM i stanie się oficjalnym czempionatem w jeździe parami, który zupełnie niepotrzebnie i pochopnie zlikwidowano dwadzieścia lat temu. Pytanie tylko, kiedy zawodnicy przypomną sobie, jak się jeździ parą?

Sztuka ta niegdyś opanowywana do perfekcji przez najlepszych zawodników świata, wbijana do głowy godzinami przez trenerów i szlifowana setki razy na treningach, dziś jest praktycznie wymarła. Próżno dopatrywać się wielu "parowych" pojedynków, czy nawet jazd wśród zawodników, którzy znają się całe życie i od lat jeżdżą w jednym klubie. Czasem i w trzech ligach. Dziś nawet w przypadku podwójnego prowadzenia jeden z pary ucieka, co siły w motocyklu do przodu, nie rzadko pozostawiając na pastwę losu i przeciwników niedoświadczonego, kilkunastoletniego kolegę z zespołu. Do dziś przed oczyma mam genialny popis tej, jakże szlachetnej sztuki żużlowego rzemiosła w wykonaniu Janusza Kołodzieja. W 2010 roku w trakcie jednego z meczów w Lesznie Kołodziej dosłownie holował i niemal stawał w miejscu by zbytnio nie oddalić się od znacznie wolniejszego Juricy Pavlicia. Wychowanek tarnowskiej Unii przez cztery okrążenia bronił ówczesnego juniora Unii Leszno przed zmasowanymi atakami rywali, czego rezultatem było podwójne zwycięstwo. Nie miałoby ono miejsca, gdyby popularny "Koldi" zostawił Chorwata samego. Bez ogródek można powiedzieć, że Janusz powinien mieć zapłacone za pięć punktów z tego wyścigu. Próżno szukać jego naśladowców.

wtorek, 11 czerwca 2013

Brak konsekwencji

W ciągu ostatnich kilku dni, właściwie tygodnia, miało miejsce kilka naprawdę ciekawych wydarzeń. Niektóre z nich skłaniają do refleksji. O czym mowa? O Grand Prix w Cardiff, Eurosport Best Pairs, wynikach burzy mózgów komisji orzekającej w sprawie meczu Unia - PGE Marma i tragicznej frekwencji na stadionie m.in. w Lesznie.

Kijowy terminarz

Zacznę od końca. Do tej pory słabą frekwencję na obiekcie imienia Alfreda Smoczyka można było tłumaczyć na trzy sposoby. Ceny biletów, aczkolwiek kobiecy zjechał do 25 złotych, brak charyzmatycznych zawodników w zespole, z całym szacunkiem, ale bracia Pawliccy i stranieri leszczyńskiego klubu nie mają wiele charyzmy, oraz marne wyniki zespołu. Z ostatnim argumentem trudno się zgodzić. Fakt faktem, że Unia miała w tym roku chyba najbardziej durny terminarz z możliwych. Początek sezonu, aż do meczu z Unibaksem (przełożonym na dziewiątego czerwca) to pojedynki Unistów z zapleczem Enea Ekstraligi. Do "Małego Miasta Wielkiego Freda" zawitały armady Startu Gniezno, Polonii Bydgoszcz, Sparty Wrocław i PGE Marmy Rzeszów. Niemniej jednak Unia w połowie sezonu, po dziewiątej rundzie spotkań, znajdowała się na pozycji wicelidera tabeli, zaraz za będącą poza zasięgiem kogokolwiek ekipą Unibaksu Toruń.

Bilety

Ceny biletów. Temat rzeka. Obie strony mają swoje racje. Bilet normalny na poziomie 38 złotych to naprawdę dużo. Nie oszukujmy się, ale w obecnej sytuacji gospodarczej Polski i ekonomicznej większości Polaków 38 złotych zarabia się przez pół dnia pracy. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Do tego dochodzą koszty dojazdu, większość kibiców Unii jest spoza Leszna. Niektórzy chcieliby pójść na mecz całą rodziną. Tata (bilet normalny), mama (bilet kobiecy), syn i córka (bilety szkolne) to 93 złote plus koszt dojazdu, być może program zawodów (7 złotych), picie dla maluchów i okazuje się, że wyprawa na mecz kosztuje nas 150 złotych. To sporo. Dla porównania najtańszy bilet na mecz Manchesteru United, dla osoby dorosłej, takiej, która w Lesznie musiałaby wydać 38 złotych, to 20-25 funtów (jeśli jesteś członkiem oficjalnego klubu kibica dostaniesz dziesięcioprocentowy rabat). Średnia płaca w Lesznie to dwa tysiące złotych a w Manchesterze dwa tysiące funtów. Poziom sportowy na Old Trafford nieporównywalnie wyższy.  Koszty utrzymania zespołu Mistrzów Anglii są, cóż, roczny budżet Unii Leszno to sześciotygodniowa gaża Wayne'a Rooney'a.

Pieniądze w żużlu

Ale nie można pozostawać głuchym na argumenty działaczy. Trzeba zrozumieć i ich. Prawda jest bolesna, w żużlu nie ma sponsorów. Nie było, nie ma i prawdopodobnie z takimi ludźmi rządzącymi tą dyscypliną- nigdy ich nie będzie. Telewizja za prawa do transmisji płaci grosze, o ile w ogóle coś płaci. Sky Sports wykłada co roku kwotę rzędu miliarda funtów, która w osiemdziesięciu procentach wędruje do klubów Premier League. A NC+? Za tytuł mistrzowski Manchester United dostanie od rodzimej federacji kilkadziesiąt milionów funtów nagrody. A ile dostała Unia Tarnów bądź którykolwiek inny mistrz za swoje złoto od spółki Speedway Ekstraliga, bądź wcześniej od Głównej Komisji Sportu Żużlowego? Kluby utrzymują się tak naprawdę ze sprzedanych biletów. Jeśli w Lesznie co mecz (a będzie ich dziewięć w rundzie zasadniczej), zagościłoby dziesięć tysięcy widzów razy średnio trzydzieści złotych za bilet plus dwa tysiące sprzedanych programów to w ciągu całego roku klub zarobi na kibicach 2,826,000.00 złotych. Do tego doszłoby trochę ze sprzedaży piwa, kiełbasek i pamiątek. Z całą pewnością kwota ta przekroczyłaby grubo trzy miliony złotych. Który sponsor da tyle? Poza Urzędem Miasta Bydgoszcz, żaden. W ramach ciekawostki dodam, że w 2007 roku Unia Leszno zdobyła złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski za 2,850,000.00 złotych.

"Charyzmatycy"

Charyzma. Ongiś za charyzmę w zespole odpowiadał Zdzisław Dobrucki i bracia Jąderowie, później Roman Jankowski. Po najwybitniejszym żużlowcu w historii klubu, zabrakło nam osobowości, która wstrząsnąć mogłaby parkingiem. Najbliżej do tego było Damianowi Balińskiemu, ten jednak przez trzy czwarte kariery zajęty był bardziej własnymi problemami sprzętowymi. Ale w zespole przez piętnaście lat obecny był gwiazdor żużla, ambasador tego sportu, mister elegancji i pan "grzeczna jazda"- Leigh Adams. Ile osób chodziło na mecze w Lesznie głównie dla tego gentlemana? Po Adamsie był Hampel, wicemistrz świata. A teraz? Zespół jest równy i waleczny, co udowodnił w meczu z Unibaksem. Ale brakuje w nim lidera, gwiazdy czy kogoś właśnie charyzmatycznego. Na dobrą sprawę, gdyby odjąć Damiana Balińskiego, z kim można się w tej ekipie utożsamiać? Bjerre, Lindgren to najemnicy, Zengota to Polak, ale też najemnik. Zostają bracia Pawliccy i Tobiasz Musielak. Problem w tym, że Przemysław i Piotr Junior są "niepewni". Nie ma żadnej gwarancji, że będą w Lesznie na przykład w przyszłym sezonie. Przeszliśmy już jedną burzę związaną z ich przynależnością klubową. I przeżyjemy jeszcze nie jedną. Ilu jest kibiców Unii, którzy postawiliby pieniądze na to, że bracia zostaną w Lesznie po ewentualnej degradacji klubu?

Cardiff i Leszno

Obejrzałem, dzięki uprzejmości pewnej strony internetowej z filmikami, Grand Prix w Cardiff. Od lat nie uciekł mi żaden turniej Grand Prix- co te kobiety robią z mężczyznami. I muszę przyznać, że w porównaniu do Leszna, tor w stolicy Walii to był jeden wielki wybój. Ale w Grand Prix nikt nie podniesie głosu, tym bardziej ręki na organizatorów za to, że przygotowali im kloca a nie nawierzchnię. Dlaczego? Bo w cyklu nikt się nie pieści. Jak Ci nie pasuje, możesz nie jeździć. Nie podskakuj, bo już Cię nie zaprosimy do cyrku. Dlatego każdy siedzi cicho i jedzie. Nawet naczelny krzykacz i rozrabiaka żużla- Nicki Pedersen. A w Polsce? Cóż. Jaj nie mamy za grosz, płacimy miliony i pozwalamy sobie na wszystko.

Komisja Orzekająca

Wyniki obradowania komisji orzekającej są urzekające. 158,000.00 złotych kary dla Unii Leszno oraz odebranie jednego punktu meczowego. 255,000.00 złotych kary dla PGE Marmy Rzeszów i odebranie jednego punktu meczowego. Jednym słowem nie ma winnego, albo inaczej winni są wszyscy. Jeden Nicki Pedersen kosztował swój klub 255 kafli a Unię Leszno 158 plus jakieś 250 kawałków za 75 meczowych punktów, za które trzeba będzie zapłacić. Suma sumarum Unia Leszno wyszła na tym znacznie gorzej.

Eurosport Best Pairs

Świetna impreza. Szkoda, że Eurosport spóźnił się na pierwszą serię. Wybaczyć im raz można zważywszy na potęgę tej stacji, jej zasięg i oglądalność. Tylko ESPN jest większym magnesem dla potencjalnych kibiców dyscyplin. Polacy wygrali, choć o jeździe parze generalnie nie słyszeli. Ogólnie, ten element żużlowego rzemiosła wymarł. Kto dziś jeździ parą? Przemek Pawlicki spróbował i z 5:1 dla Unii w czternastym biegu w Lesznie zrobiło się 2:4 dla Unibaksu. Liczę, że niedługo te zawody otrzymają rangę mistrzowską i będą stawiane na równi z SGP i SWC.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Tak z innej beczki

Myślę o tym, aby zorganizować coś na kształt narodowego uświadamiana kobiet w kwestii seksu analnego. Organizowałbym zjazdy, sympozja, wykłady, zaprosił Lwa-Starowicza. Byłaby herbata, kawa, ciasteczka. Z pomocą kobiet, które się odważyły i wiedzą, że to najlepszy z możliwych sposobów uprawiania miłości, mógłbym stworzyć nie małe zamieszanie w Polsce. Coś jak „kobieca rewolucja” lat 60-tych, tyle, że tym razem palone nie byłyby staniki tylko majtki, albo wielkie imitacje wagin. Mam już nawet hasło:  „Po co Ci dziecko? Zafunduj sobie miłość Grecką!”

sobota, 8 czerwca 2013

Biegunka werbalna

Całkiem niedawno swoim felietonem zaszczycił nas redaktor Rafał D.. Człowiek skądinąd uznawany przeze mnie za dobrego dziennikarza, solidnego, w którym pokładać można wiarę w prawdziwość tego co mówi, że najpierw myśli, potem otwiera usta. Że można pokładać nadzieje w to, że wie o czym prawi.

Prawda jest jednak brutalna. Jak zawsze. Po „człowieku-kaczce dziennikarskiej” Michale W. z telewizji słońce, każdy byłby wybawieniem. Tak oceniam to z perspektywy czasu. Pan D. jest człowiekiem wysokim, łysawym i stronniczym. Na dodatek jest dupkiem, bo wielokrotnie ludzie z leszczyńskiego środowiska zwracali mu uwagę, że nazwę mieszkańców Leszna nie odmienia się od teraźniejszej nazwy miasta, ale od założyciela miasta- Rafała IV Leszczyńskiego. Mówił o tym nawet ongiś profesor Miodek. Stąd nie „lesznianie”, ale archaistyczne „leszczynianie”. I jest to jedyna poprawna, mimo, że niezgodna z obecnie panującymi zasadami gramatyki języka polskiego- odmiana.

Redaktor D. z uporem maniaka, złośliwie, w rewanżu za to, że prezes Unii Leszno nie potrafi współpracować z mediami i obwinia je, kto wie czy nie słusznie, o to, że ludzie odchodzą ze stadionu w Lesznie- nazywa „leszczynian” per „lesznianami”. Konsekwencji też za grosz, bo nie ma już „zawodników lesznieńskich”, ale są „leszczyńscy”. Rozbrajające było też stwierdzenie w innym jego felietonie, że mieszkańcy Leszna , czyli: „Lesznianie coś tam, coś tam (i tutaj jego farmazony), czy jak chcą ludzie z Leszna leszczynianie...”. Cóż, drogi panie, gratuluję znajomości fachu. Jako człowiek władający słowem, nie znasz gramatyki.

W najnowszym dziele „Dyrdymały małego Kazia” szanowny dziennikarz staje w obronie zmniejszenia (kolejnego) najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Wielka reforma i powrót do dziesięciozespołowej ekstraligi przeżył aż dwa sezony, słownie. Cytat: „Wyrównanie poziomu, a co za tym idzie większa atrakcyjność widowiska. Więcej spotkań czyli większe zainteresowanie mediów, a przede wszystkim sponsorów. Od lat brzmi to jak dyrdymały małego Kazia. Nikt bowiem nie popiera tych tez jakimikolwiek badaniami”. Dwa lata temu to pracodawca pana Rafała nakazał powiększenie ligi, celem zwiększenia ilości spotkań. To telewizja dołożyła swoje trzy grosze do wprowadzenia kalkulowanej średniej meczowej, nawet poprzez nie wtrącanie się w owy proceder. Teraz jeden z podwładnych uznaje żądania kilku prezesów (tożsame) za „dyrdymały”. Powiem tyle, dyrdy to ty może masz małe a nawet na pewno. Ale ten felieton to nic innego jak zwykły rzemieślniczy kloc. Nic ciekawego, nic odkrywczego, parę mocnych, zdawałoby się kontrowersyjnych zdań, dla możliwości nazwania tego felietonem. Tyle. To, że badań nikt nie przeprowadzał to jasne. Po co? Osiem zespołów to czternaście meczów plus play-off. Dziesięć to osiemnaście plus play-off. Podać kalkulator? Więcej spotkań to więcej meczów na własnym torze, co za tym idzie, większe wpływy, to większa różnorodność ligi, to szansa dla dwóch kolejnych miast, czytaj zespołów, aby zaistnieć na żużlowej mapie. To szansa dla wielu tysięcy kibiców z tych miast na obserwowanie żużla w najwyższym wydaniu. Na co bez dziesięciozespołowej ligi przez lata mogłoby nie być szansy, a być może nigdy. Trzeba by zlikwidować Wybrzeże Gdańsk, które co roku awansuje do najwyższej klasy a potem z niej spada i tak w koło. I w końcu to argument w rozmowach sponsorskich, bo jest większa szansa, że jakiś zespół będzie w telewizji albo będzie w niej częściej.

Kolejny płomienny cytat: „W dzisiejszych skomercjalizowanych czasach każdy biznes musi mieć swój plan. I Speedway Ekstraliga jako biznes też musi mieć taką – użyję modnego określenia - "mapę drogową" opartą na wiarygodnych badaniach rynku i to na wielu jego płaszczyznach. Bez tego ani rusz”. Dwa lata temu tak opisywano powiększanie ligi. Pamiętam, jak kiedyś prezes Ryszard Kowalski i spółka Speedway Ekstraliga chciała zawiesić Ligę Juniorów, dla cięcia kosztów (absurd, to były groszowe sprawy), celem ratowania finansów klubów żużlowych, czyli jednym słowem, celem ratowania żużla. Rok wcześniej hucznie tworzyli Ligę Juniorów, by… uratować polski żużel. Tu jest dokładnie to samo. Dwa lata temu: „Mamy plan! Dziesięć zespołów”, dziś: „Mamy plan! Osiem zespołów”.

Perełka na koniec: „W całej tej dyskusji najbardziej dziwi mnie bierność żużlowych władz. Te chętnie i bez ogródek karzą zawodników, którzy czasem powiedzą o jedno słowo za dużo. (…) O zakneblowaniu ust mały Kaziom działającym na szkodę Speedway Ekstraligi nie słyszałem. I tu reforma potrzebna jest od zaraz”. Podejrzewam, że w Warszawie jest kilka miejsc, które oferują tego typu usługi, jak kneblowanie. Krawat, peruka, czy zużyty papier toaletowy, co tam pan woli. Domówić jakiegoś jurnego blondyna…

Twój tekst "lesznianinie" to „blubry starego marycha”. Żużel jest popieprzony w swej drodze do uzyskania stabilności. Chcemy ją uzyskać poprzez notoryczne zmiany regulaminu. Nie poprzez drobne korekty, ale niemal co dwa lata mamy kompletnie odmienne danie od tego sprzed dwóch sezonów. Najpierw osiem zespołów w Ekstralidze, potem dziesięć, potem osiem, za dwa lata będzie znowu dziesięć drużyn? Wprowadzić limit kalkulowanej średniej meczowej, zlikwidować, znowu wprowadzić, znowu zlikwidować. Jeden junior krajowy w składzie, dwóch, wcale, znowu dwóch. I co to dało? Ludzi jak ubywało tak ubywa. Nie tutaj leży przyczyna. Pomijam fakt, że degradacja, dla niektórych ośrodków może oznaczać koniec żużla. To jest ta stabilizacja? To jest ten plan? Zgadzam się z red. Bartłomiejem Cz. Z pewnego tygodnika, że obecnie mamy jedną z najciekawszych, a być może najciekawszą ekstraligę od lat, a być może od czasów jej utworzenia w 2000 roku. I świadomie z tego zrezygnujemy? Zrzucimy trzy zespoły, wprowadzimy jeden, zlikwidujemy ksm i nie wprowadzimy limitu wydatków finansowych? Tak to pan sobie wyobraża? To jest ten plan, który zapewni nam ogrom pogromów ze strony trzech bardzo bogatych klubów wymierzone pięciu biednym? Gratuluję znajomości realiów.

http://sport.tvp.pl/11278968/dyrdymaly-malego-kazia

piątek, 7 czerwca 2013

Paranoja

W bardzo dobrym momencie zdecydowałem się na bloga. Naprawdę. Dzięki żużlowej katastrofie z Leszna nie trzeba szukać tematu na felieton. One szukają mnie. Jest tego tyle, że nie wiadomo w co najpierw ręce włożyć. Dziś włożymy rączki w panią Półtorak. A konkretniej rzecz biorąc, w jej najnowsze słowa, żądania, groźby i żale.

Na łamach Przeglądu Sportowego ukazał się bardzo duży news, rzekłbym- coś na kształt artykułu z groźbami pani prezes, która rękoma i nogami broni się przed tym, co nieuchronne- potężnej karze ze strony Enea Ekstraligi. Pani menadżero-sponsoro-prezes, alfa i omega w jednej osobie, niezwykle wyczulona na stan emocjonalny, obawy i lęki jej zawodników, tym razem zagroziła, że wycofa drużynę z rozgrywek, jeśli zostanie ukarana. Argument iście profesjonalny. Logika i demagogia do potęgi entej, specjaliści od PRu ze stanów czy hitlerowskich Niemiec robią minę typu: „Not bad” i składają ręce do oklasków.

Po pierwsze, granie na emocjach nic tutaj nie wskóra. Człowiek honorowy, choć w pani honor zaczynam bardzo powątpiewać, ma odwagę podpisać się pod swoimi czynami, wziąć odpowiedzialność za to, co zrobił i wypić piwo, które naważył. A całkowitym minimum, jako przystało na człowieka dorosłego z gatunku Homo Sapiens Sapiens, jest branie odpowiedzialności za swoje słowa i zachowanie. Najwidoczniej pani prezes albo nie należy do Homo Sapiens Sapiens, albo nie jest dorosła. Jej wygląd zdradza jednak, że czasy świetności ma już za sobą, a czas dał wyraźnie we znaki jej cerze. Dorosła jest na pewno. Dlaczego więc nie chce przyznać się do błędu i okazać skruchę oraz godnie przyjąć wymierzoną sprawiedliwość? Cóż, niektórzy rodzą się genialnymi pianistami, inni sportowcami, jeszcze inni mówcami. Ale rodzą się również ludzie z predyspozycjami do matactw, których środowisko dodatkowo tak kształtuje, że nabierają w tym dużej wprawy.

Kolejne argumenty, jakie zamierza wytoczyć PGE Marma Rzeszów, skądinąd dla mnie zarówno PGE, jak i Marma są już tak zhańbione, że na ich miejscu, po sezonie, dałbym sobie spokój z żużlem, niestety- jest powołanie się na pewien protokół. Owy protokół oczywiście istnieje. Sporządził go sędzia niedzielnego kabaretu pan Jerzy Najwer. Cóż zawiera, czym można się bronić? Nic. Tonący brzytwy się chwyta. Zarząd PGE Marmy będzie tłumaczył się tym, że leszczyńscy kibice rzucali w ich busy kamieniami i ich przezywali a to wszystko wina podjudzającego tłum Józefa Dworakowskiego. Fakt, Dworakowski nie powinien nic mówić. Jedynymi słowami, do których można się przyczepić to: „Nigdy nie widziałem, aby w jakimkolwiek klubie panował taki dyktat jednego zawodnika”. To nie powinno zostać nigdy wypowiedziane. Ale nie szukajmy przyczyny całej tej afery tam, gdzie jej nie ma. Nie to jest sednem sprawy. Karygodne zachowanie grupki kibiców, nie było ich więcej, jak 30-40 osób, było reakcją na zachowanie reprezentantów PGE Marmy Rzeszów a nie słów prezesa. Dlaczego? Dlatego, że burda zaczęła się przed trzecim wyścigiem a prezes Dworakowski na murawę wyszedł i wypowiedział znamienne słowa po jego zakończeniu. Pomijam fakt, że ze strony pani Marty jest to zagrywka typu: „To nie ja go zabiłam! To pistolet w mojej dłoni!”.

„Na początku powoła się na protokół sędziego Jerzego Najwera, w którym ma się znajdować przebieg rozmowy arbitra z kierownikiem drużyny gości Tomaszem Welcem. Ten ostatni zadzwonił do Najwera z pytaniem, co żużlowcy z Rzeszowa mają robić w sytuacji, kiedy kibice Unii nieustannie ich lżą, a busy zawodników są obrzucane kamieniami i butelkami. - A czego się spodziewaliście? - miał powiedzieć arbiter do kierownika i to była cała jego reakcja.” A tutaj kolejny atak w stronę sędziego. Mam pytanie, jak to się ma do Unii Leszno i co to ma z Unią Leszno wspólnego? Powoli się gubię w rzeszowskiej konfabulacji. Czuję, że za publiczne wypowiadanie czegoś takiego i sugerowanie, że sędzia był i jest niekompetentny, że to jakiś spisek przeciwko Stali, że sędzia chciał, aby cała drużyna z Rzeszowa wzorem Richardsona się pozabijała, będzie miała poważne konsekwencje. Być może pani prezes, nie będzie musiała wycofywać nawet zespołu z rozgrywek.

„Właściwie to wydał przyzwolenie na samosąd- tłumaczą nam działacze PGE Marmy. - Wystraszeni żużlowcy opuścili park maszyn i schowali się w swoich wozach, bo bali się, że zostaną pobici. I siedzieli tam do końca parodii zawodów.” Kolejny absurd. Sędzia nie wydał przyzwolenia na żaden samosąd. Nikt nawet nie ma pewności, że te słowa padły. W tym momencie można spodziewać się po Marmie już wszystkiego. A nawet jeśli je wypowiedział, to generalnie czego spodziewali się za tak wspaniałomyślne zachowanie i zrobienie z sześciu tysięcy ludzi kretynów sternicy i zawodnicy Stali? Proszę mnie źle nie zrozumieć. Banda cwaniaków, która rzucała w nich kamieniami to ludzie, których postawiłbym w jednym szeregu z obecną partią rządzącą i rozstrzelał. W żadnym aspekcie życia nie ma miejsca na takie zachowanie i uzewnętrznianie swoich racji w ten sposób. Ale chciałbym usłyszeć odpowiedź: „Czego się spodziewaliście? Braw? Wyrozumiałości, podczas gdy każdy doskonale zdawał sobie sprawę dlaczego nie chcieliście jechać?”. Tytułem rzetelności dodam, iż wokół grupki 30-40 osób, które wszczęły burdę po kilkunastu sekundach pojawiła się grupa 20 ochroniarzy i pozostała tak do końca zawodów, szczelnie okalając delikwentów.

„PGE Marma nie tylko nie zgadza się na walkower, ale i nie zamierza płacić wysokiej kary (200 tysięcy zł na rzecz Unii i 50 tys. Ekstralidze) dowodząc, że Unia złamała regulamin bronując tor, co jest sprzeczne z procedurą przeprowadzania zagrożonych zawodów. - Poza tym półtorej godziny przed zawodami, kiedy sędzia odbierał tor, nawierzchnia była w fatalnym stanie - wyjaśnia prezes Półtorak. -Kiedy zarządzono rozpoczęcie meczu, tor nadal był niebezpieczny.” Kolejny absurd. Po pierwsze, jeśli Marma nie zapłaci zostanie zawieszona na okres sześciu miesięcy zgodnie z regulaminem sportu żużlowego. Po drugie Jacek Gajewski już wyjaśnił, że najlepszym sposobem na osuszenie toru nie jest jego ubijanie i pozwolenie, aby woda spływała, a bronowanie. Wiedział o tym doskonale chociażby Roman Cheładze, szkoda, że nie wie pani Półtorak. Od lat w Lesznie tak przygotowuje się nawierzchnie. Dlaczego? Bo bronowanie przyspiesza proces parowania, czyli schnięcia. Tor w Lesznie został zbronowany po opadach deszczu, gdy nad Lesznem świeciło słońce. Po co go, do ciężkiej cholery więc ubijać? Bo tak mówi regulamin? Gdyby został on ubity wtedy pani Marta zobaczyłaby prawdziwy horror a nie tor. Nawierzchnia w Lesznie, gdy jest mokra i zostanie ubita odparza się i rozwarstwia. Robią się istne ruchome piaski, w których walec nie ujedzie a gdzie żużlowiec. Poza tym, tor bronowany był w Lesznie trzykrotnie. Raz przez Unię i dwukrotnie przez komisarza torów, w tym ostatni raz na trzy godziny przed meczem. Dlaczego pani Marta już o tym nie wspomni? Dlaczego pani Marta nie wspomni o tym, że komisarz torów, czyli osoba odpowiedzialna za przygotowanie nawierzchni, uznała bronowanie za najlepszy sposób doprowadzenia nawierzchni do stanu używalności i włodarze Unii Leszno powinni dostać nagrodę tak naprawdę za refleks i przytomność umysłu bronując go już wcześniej?

„Nawet zawodnik miejscowych Fredrik Lindgren powiedział w jednym z wywiadów, że drugi łuk był bardziej przyczepny. A przecież regulamin mówi, że cała nawierzchnia ma być jednorodna. Twarda lub przyczepna, ale na całej długości i szerokości - dodaje.” I co z tego, że tak stwierdził? Nagle pani Marta powołuje się na słowa zawodników Unii i wierzy im w stu procentach podczas? Jedynym zawodnikiem Marmy na leszczyńskim torze w niedziele był Jurica Pavlic, który przejechał na nim jedno kółko. Generalnie rzecz biorąc, jaką oni mogą mieć wiedzę o ówczesnej nawierzchni? Piotr Pawlicki junior stwierdził natomiast, że: „Tor był igła”. Co? To stwierdzenie już nie w smak, prawda?

„Nikt w Rzeszowie nie chce powiedzieć wprost, czy tor w Lesznie był spreparowany. Pani prezes powtarza jednak jak mantrę, że bała się o życie i zdrowie zawodników.” Niech pani Marta wbije sobie do głowy, że od tego nie jest ona, ale komisarz toru i sędzia zawodów. „To ja się pytam, dlaczego po każdym biegu szczotkowano nawierzchnię. Co chciano wygładzić? - docieka Półtorak.” Kolejne kłamstwo. Tor szczotkowany był tyle samo razy, co polewany- trzy razy. (Tak! Leszczynianie ten „spreparowany” tor jeszcze polewali sobie wodą, żeby im się lepiej jeździło).

Ośmieszania ciąg dalszy. Mnie zastanawia tylko stanowisko Unii Leszno, którego nie ma. „Tor był bardzo dobry”. I od niedzieli cicho, ani razu nie poruszano tematu tego meczu. No, ale wiadomo, baba zawsze więcej hałasu narobi. Zwłaszcza, gdy nie ma racji.

http://zuzel.przegladsportowy.pl/zuzel-PGE-Marmie-Rzeszow-grozi-walkower-za-Leszno,artykul,172164,1,984.html

czwartek, 6 czerwca 2013

Kapitan Nikt

Drugiego czerwca tegoż roku, dantejskie sceny miały miejsce w mieście powiatowym w Wielkopolsce. Leszno, bo taka jego nazwa, przeżyło, po raz kolejny, wielkie i niezasłużone upokorzenie. Po raz kolejny zbrukane zostało od głowy do samej dupy, od lewej do prawej i w poprzek. Głównymi bohaterami dramatu leszczyńskiego byli zawodnicy a właściwie „zawodnik”, to już dla mnie jest jedynie puste słowo, bardziej pasowałoby „dorobkiewicz”, pewien włodarz bez ogona, czyli kobieta, sędzia i komisarz toru.

Jak wszyscy zapewne pamiętają, a tym którzy nie łykają regularnie lecytyny przypominam, że sprawa rozbija się o odmowę wyjechania na tor gości z Rzeszowa i kompromitujący cały żużlowy świat wynik spotkania 75:0- wydarzenia sprzed kilku dni mają poważny wydźwięk w całej Polsce. Nagle Leszno i żużel pojawiło się w faktach po faktach, wszystkich serwisach sportowych, na stronie głównej Onetu itd. Promocja pełną gębą. Problem w tym, że znowu czarny PR. Czarny sport kocha czarny PR najwidoczniej. Znowu Polska usłyszała o kibicach żużla, zawodnikach i lidze żużlowej przez pryzmat szopki idiotów, którym nie chciało się odjechać meczu więc gospodarze walczyli sami ze sobą. Kibice piłkarscy pewnie do tej pory turlają się ze śmiechu. Proszę wyobrazić sobie sytuację, w której Chelsea Londyn odmawia wyjścia na murawę, Mourinho wszem i wobec mówi, że sędzia popełnił błąd, gdyż trawa jest za długa, a ze względu na śmierć Antonio Puerty on już nigdy nie pozwoli biegać swoim na nieskoszonej trawie- spreparowanej. Tak, więc  Arsenal gra sam ze sobą. Wgrywa 118:0, wynik zatwierdzony. Przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Ano, jeszcze kary. Chelsea 5 tysięcy funtów za odmowę wystąpienia w meczu, Arsenal 2,5 tysiąca za to, że Mourinho powiedział, że trawa była za długa.

Czysty absurd. W piłce nożnej nie wolno nawet rozmawiać z sędzią. Z marszu masz za to żółtą kartkę. Wayne Rooney kiedyś bił brawo ostentacyjnie obok przechodzącego sędziego w ironicznym uznaniu jego zasług i decyzji, jaką podjął piętnaście sekund temu. Dostał za to czerwień i karę od FA. Ferguson skrytykował sędziego w mediach i FA za karę dla Rooneya i sam dostał natychmiastowo własną. Dlaczego? Bo sędzia to rzecz święta w piłce. To instytucja nieomylna, jak papież. Jego decyzje są wiążące i niepodważalne.  W żużlu sędzia jest jedynie pionkiem, bez którego mecz też by się świetnie mógł odbyć, wystarczyłoby, żeby jakiś orangutan naciskał przycisk zwalniający magnesy maszyny startowej, gdy zapali się zielone światło. Dałoby się go tego nauczyć dość szybko. Sędzia jest potrzebny w żużlu, jak drzazga w tyłku. Tylko przeszkadza i narzuca swoje chore wizje. Tak odczytuje to, co mówią o sędziach włodarze klubów ekstraligi, zawodnicy, menadżerowie, kierownicy drużyn i niektórzy znawcy oraz dziennikarze. Pytam więc po co utrzymywać panów „Nikt”?

Od tego sezonu, pomni burdelu, jaki miał miejsce w sezonach 2011 i 2012 (zupełnie, jakby wcześniej go nie było) z torami, Enea Ekstraliga wprowadziła komisarzy torów, którzy w zamyśle odpowiedzialni są za przygotowanie nawierzchni do niedzielnych spotkań ligowych. Wszystko pięknie. Pytam jednakże, co ma do cholery znaczyć sytuacja, w której komisarz toru od rana przygotowuje nawierzchnie, leszczynianie robią wszystko, co im każe, sędzia odbiera tor, rzeszowianie mówią, że jest „be” i nie chcą jechać, sędzia zamiast dać z marszu walkowera, płaszczy się przed Śledziem i każe dodatkową kosmetykę a oni dalej nie chcą jechać? Na dodatek ukarana może zostać najmniej winna w tym wszystkim Unia Leszno. Za co? A za to, że robiła wyłącznie to, co im komisarz i sędzia kazali? Komisarz kazał bronować- bronowali, kazał ubijać- ubijali, sędzia kazał dosypać luźnej nawierzchni i wyrównać- dosypali, wyrównali. Teraz za to ucierpią?

Jeśli Unia Leszno otrzyma karę, jakąkolwiek, będzie to istnym zaprzeczeniem funkcji i decyzji komisarza torów oraz sędziego. Możesz robić, co ci każą, ale jakby co to ty dostaniesz karę nie oni. Jeśli EE ukaże Unię Leszno, to powinno to oznaczać dyskwalifikację dla panów Pieńkowskiego i Najwera, bo najwyraźniej nie znają się na swoich fachu w ogóle. Dopuszczają do zawodów na torze, który jest nieregulaminowy. W takiej sytuacji każdego z sędziów, czyli kapitanów Nemo (Nemo to po polsku Nikt), powinno załadować się na Nautiliusa i zatopić. Komisarzy przywiązać do sterburty i utopić.

Tylko w żużlu można bezkarnie krytykować sędziów i osoby funkcyjne, robiąc z nich clownów. Pani Marta Półtorak wszem i wobec stwierdzała, że tor w Lesznie był spreparowany, mimo, że przygotowywał go komisarz a sędzia odebrał (kara), że sędzia popełnił błąd każąc jechać zawodnikom na tej nawierzchni (kara). Kim ona jest żeby wydawać takie osądy? Nie mówimy tutaj o tipsach, ale o nawierzchni, którą ona widzi piąty raz w życiu. Co upoważnia ją do negowania decyzji osób wyznaczonych przez spółkę Speedway Ekstraliga? Nic. Powinna dostać dwie potężne kary finansowe. Obie w granicach 100 tysięcy złotych brutto, tak żeby nigdy więcej jadaczki nie otwierała, jeśli w środku miałaby wyłącznie oszczerstwa. Co do klubu PGE Marma- za opuszczenie parku maszyn bez zgody sędziego, odmowy wyjechania do spotkania, trzydziestu wykluczeń w meczu i kompromitacji żużla swoją postawą- jedyną słuszną karą jest dyskwalifikacja klubu i karna degradacja do pierwszej ligi. A start w pierwszej lidze w sezonie 2014 z sześcioma ujemnymi punktami. Wątpię jednak czy prezes Stępniewski czuwający nad pracami komisji orzekającej zdobędzie się na to w swojej nieskrywanej nienawiści do Leszna i wszystkiego, co leszczyńskie.

Decyzja ma zapaść w sobotę. Dosłownie nie mogę doczekać się chwili, gdy dane będzie mi przeczytać wyrok i jego uzasadnienie. Czuję, że będę miał kolejny świetny materiał na felieton o idiotach.

środa, 5 czerwca 2013

Sympatycy na pokaz

Reperkusji szopki, jaka miała miejsce w Lesznie drugiego czerwca 2013 roku ciąg dalszy. Z funkcji prezesa leszczyńskiego klubu zrezygnował Józef Dworakowski, który przejął schedę po Rufinie Sokołowskim i piastował ją od końca 2004 roku. Działacz roku 2012. Jeden z najlepszych, jakich ten sport widział.  Człowiek, który odrestaurował leszczyński klub, wyciągnął go z długów, zdobył z nim dwa mistrzostwa Polski, zorganizował dwa finały Drużynowego Pucharu Świata, pięć turniejów Grand Prix.  Kiedyś było to jedynie w sferze marzeń. Człowiek, który wpompował setki tysięcy a może miliony złotych w żużel i po co? Żeby odejść, jako człowiek zbrukany w każdy możliwy sposób.

Dla tych, którzy mają wybitnie słabą pamięć przypomnę, że cała sprawa w Lesznie rozbijała się o kwestionowanie stanu nawierzchni toru przez gości niedzielnego spotkania Enea Ekstraligi- zawodników PGE Marmy Rzeszów. Oczywiście była to wyłącznie zagrywka na pokaz, mając na celu ukrycie faktów, czyli amatorszczyzny trzykrotnego mistrza świata, który kiedyś wyśmiewał się z Tomasza Golloba, po meczu ówczesnej Stali z Unią Tarnów, że ten nie umie jeździć na przyczepnym torze. Czytaj ultra trudnym. Wtedy wszystko było cacy. W niedzielę cała Marma, jak jeden mąż orzekła, że tor w Lesznie jest przesadny i spreparowany. Marta Półtorak wykorzystała znajomości, natychmiast zadzwoniła do dziennikarzy z NC+, aby rozdmuchać sprawę i przykryć to, czego się bała. A bała się, że ktoś sięgnie po rozum do głowy i poskłada fakty. Pedersen od miesiąca jeździł z kontuzją, dzień wcześniej na Grand Prix w Cardiff na bardzo trudnym i dziurawym torze zaliczył upadek. Do Leszna przyjechał z ręką w usztywniaczu tak grubym, że by go w kombinezon nie zmieścił i odmówił startów. Bez Nickiego nie ma meczu, ba, nie ma minimalnego KSM a to równa się walkowerowi. Lepiej więc zakombinować i wykorzystać aurę „preparatorów”, jaka wisi od dwóch lat nad leszczyńskim klubem.

Na meczu zjawiło się około sześć tysięcy kibiców, z których, z uśmiechem na twarzy- pani prezes zrobiła idiotów. Zafundowała im podkarpackiego focha i kazała oglądać wyłącznie miejscowych, podczas gdy ona i jej świta zawinęli się z parkingu między czwartym a piątym wyścigiem. Prezes Dworakowski widząc tę kpinę wyszedł do kibiców i powiedział im, że ten kto będzie rozczarowany jakością widowiska, może przyjść po pieniądze za bilet. Okazało się, że 1700 wiernych fanów Unii Leszno tak zrobiło.

Ludzi, którzy najwyraźniej byli przejazdem na meczu. Normalny kibic, któremu na sercu leży dobro klubu, nie pójdzie po obejrzanym, co prawda żenującym, ale jednak- widowisku po swoje pieniądze za bilet. Normalny człowiek będzie tomny i pomyśli, że przecież Dworakowski będzie musiał zapłacić za te 75 punktów. A proszę wierzyć, żaden zawodnik mu nie odpuści. Zapłaci pełną stawkę, plus zwrot kosztów podróży całych teamów zawodniczych.  Normalny kibic przemyśli sprawę i zostawi te kilkadziesiąt złotych, bo za rok być może będzie chodził na pasjonujące pojedynki Unii z Kolejarzem Rawicz i oglądał bratobójczą walkę braci Musielaków.

Pretensje, obiekcje, żądania, krytyka. To wszystko rzecz ludzka. Sam mam ich wiele i często je wygłaszam. Ale na Boga! Obejrzałeś, wziąłeś pieniądze, pojechałeś do domu a teraz klub będzie w plecy na tym spotkaniu ponad dwieście tysięcy złotych. A za chwilę mecz wyjazdowy. Kolejne sto tysięcy w plecy. I czym uzupełniona zostanie ta dziura, ten kanion w budżecie? Daleki jestem od stwierdzenia, że te 1700 biletów a raczej pieniędzy za nie w kasie klubu dużo by zmieniło. Ale zmieniłoby jedną rzecz na pewno. Wiarę. Wiarę zarządu w to, że mimo wyraźnej możliwości odzyskania pieniędzy ludzie rozumieją sytuację, z jaką teraz zmaga się klub i dobrowolnie z nich zrezygnują. Wiarę, że w walce o Unię Leszno Dworakowski z Igielskim nie są sami. Ale, że są jeszcze kibice. Okazuje się, że ponad 25% ludzi na trybunach ma w głębokim poważaniu, co się teraz z klubem stanie. I to jest gorsze od porażki, jakiejkolwiek.

Wywiad z Józefem Dworakowskim o przyczynach odejścia z żużla:
http://www.telewizjaleszno.pl/film.php?id=7810&str=1

wtorek, 4 czerwca 2013

Rzeszowski foch

Drugiego czerwca tegoż roku wybrałem się na mecz Unii Leszno z PGE Marmą Rzeszów. W składzie rzeszowian widniało nazwisko trzykrotnego mistrza świata, Duńczyka Nicki Pedersena. Niby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że w ostatnich trzech spotkaniach dawna Stal musiała radzić sobie bez swojego "lidera", gdyż ten odmawiał startu w meczach ligi polskiej ze względu na kontuzję ręki, której nabawił się w jednym z turniejów Grand Prix.

Cały ambaras polega na tym, że wesoły Dun tej kontuzji nadal nie wyleczył. Dlaczego? Ponieważ w tym roku mamy aż dwanaście turniejów cyklu indywidualnych mistrzostw świata, co za tym idzie, co dwa tygodnie jest Grand Prix. Pedersen nie chce opuścić żadnego i jeździ w turniejach z niewyleczoną kontuzją, na silnych środkach przeciwbólowych w asyście uroczej pani masażystki, która nie ustępuje go na krok. Ponoć wyręcza Nickiego nawet w toalecie, byleby ten się nie przemęczył. Dodatkowo, żeby było weselej, w każdym turnieju upada i obija tę rękę.

Największy zgryz ma oczywiście PGE Marma Rzeszów a raczej pani prezeso-menadżero-sponsor Marta Półtorak. Nie ma Pedersena w składzie, zastępstwa zawodnika nie będzie ponieważ Duńczyk nie pójdzie na czternastodniowe zwolnienie (Grand Prix), jedyne co może zrobić to powoływać w to miejsce nieopierzonego krajana mistrza świata Denisa Anderssona. Problem w tym, że i on uległ kontuzji a w przeciwieństwie do "The Powera" nie będzie jeździł niesprawny fizycznie.

Kulminacją wszystkiego był owy mecz w Lesznie. Największe kuriozum, od czasu festynu strażackiego, w którym brałem udział. Na festynie chociaż dziewczyny w ramach jednej konkurencji próbowały w swych małych dłoniach utrzymać dość konkretnego węża i miało to swoje uroki, zwłaszcza jak się wodą oblały, a ciepło było. Nie ważne. Piętnaście biegów. Piętnaście regulaminowych, pieprzonych biegów i wszystkiego wygrane przez gospodarzy w stosunku 5:0. Czyli piętnaście razy dwójka gości spóźniła się na start, sędzia ich wykluczył i zawodnicy z Leszna mieli trening. Zapewne najfajniejszy w życiu, bo pełnopłatny. Zastanawiałem się czy zgodzą się na obniżkę płac, w końcu walczyć z nikim nie musieli, a prezes z murawy po trzecim biegu wyraził swoje zdanie na temat tego, co się dzieje i obiecał oddać pieniądze każdemu, kto uzna to widowisko za rozczarowanie. I oddał. Postawa godna pochwały. Ale wiąże się to z tym, że wpływy będą żadne a zapłacić trzeba będzie za 75 punktów.

Szybko zostałem jednak sprowadzony na właściwe tory. Nie będzie obniżki płac, bo uniści pokłócili się nawet o to kto ma jechać w biegach nominowanych. Jedynym, któremu od początku wisiało to czy pojedzie czy nie to oczywiście Damian Baliński. Ze wszech miar, trzecie miejsce w plebiscycie na najpopularniejszych żużlowców w historii Unii Leszno, to wielki zaszczyt. Pod kątem sportowym niezasłużony, ale postawy- jak najbardziej.

Tak, więc mamy 75:0. Ale dlaczego? Ponieważ goście jadąc na to spotkanie już uknuli sprytny plan wykorzystania aury, jaka panuje nad leszczyńskim klubem: "Wielkich preparatorów". Rozpuścił ją w 2011 roku po pamiętnym półfinale Ekstraligi Wojciech S., człowiek, który na żużlu zna się tak, jak świnia na gwiazdach. I to jego stwierdzenie: "Jankowskiemu, jak ktoś w przeszłości splunął pod koło to już nie jechał". Zaiste. Polecam obejrzeć mecz Unia Leszno - Unia Tarnów z 1994 roku. Tak, czy inaczej, Wojtek jest teraz prezesem polskiego żużla i ma szerokie kontakty. Do tego jest jeszcze liczna grupa, którą należałoby zakwalifikować, jako "trole" z Torunia. Charakteryzują się tym, że nawet przez chwilę nie zastanowią się nad tym co piszą, mówią i gdzie, byle pisać, mówić i pojechać Leszno i leszczynian za wydarzenia, które miały miejsce dwa lata temu.

                                                           za: sportowybar.pl

Dlaczego nie chcieli się ścigać? Bo Pedersen po upadku kilkanaście godzin wcześniej miał całą rękę w usztywniaczu koloru niebieskiego i odmówił jazdy a w Lesznie stawił się tylko dlatego, że pani Półtorakowa mu coś obiecała, co? Nie wiem, może handjob. Ale musiał się stawić, bo bez niego w parkingu (musi być w nim fizycznie, wymóg regulaminowy) goście nie spełnialiby wymogu minimalnego KSM dla zespołu w meczu ligowym. Co za tym idzie, przegraliby walkowerem. A walkower to minus 40 małych punktów do tabeli, minus 1 duży punkt do tabeli i 100 tysięcy złotych brutto kary finansowej. Lepiej więc oprotestować stan toru, zrobić zdjęcia trzy godziny przed meczem i mówić, że to pięć minut przed pierwszym biegiem, ośmieszyć sędziego, wykpić kibiców i nie jechać, przegrać 0:75. Niech gospodarze się wypompują finansowo, ja nic nie muszę płacić. Dodatkowym skandalem jest opuszczenie wszystkich gości, zawodników, mechaników, pani Półtorak po czwartym wyścigu. Co to ma być do ciężkiej cholery? Zawodowa liga? W regulaminie jest jak byk, że nie wolno opuszczać parkingu bez zgody sędziego. No, ale PGE Marma regulaminy stosuje i powołuje się na nie, gdy i kiedy im wygodnie.

Cała ta afera z torem napawa mnie obrzydzeniem. Najlepszy tor w Lesznie w tym sezonie. Idealny do ścigania, bez dziur, kolein i wyrw. Idealnie mokry, nie rozdwajający się, nie plastelinowy, żadnych kałuż czy czegokolwiek. Juniorzy Unii Leszno schodzili na nim poniżej 59 sekund, co nie udało się nikomu w tym roku. Nigdy! Komisarz czuwał nad przygotowaniami od wczesnych godzin rannych. Sędzia tor odebrał. Ale nie. Był on zły i spreparowany a zdaniem Łukasza Kreta, nomen omen najsłabszego zawodnika Ekstraligi: "Przesadny". Gratuluję braku kręgosłupa moralnego potniaku. Jeśli nie możesz mówić prawdy, to nie mów nic. Poniżej prezentuje filmik, na którym doskonale widać tę "spreparowaną nawierzchnię", na której bali się o własne życie wszyscy z Rzeszowa włącznie z Martą. W akcji leszczyńscy młodzieżowcy.


                                                             za: youtube.pl